Podglądacze

niedziela, 8 września 2019

Rozdział XXVI - Niemożliwe do przetrwania

 Hej! Wróciłam! Przepraszam, że się nie odzywałam ale egzamin poszedł mi średnio i tak się poddenerwowałam że nie miałam ochoty pisać niczego a obiecałam Wam przecież rozdział! Wyniki w październiku więc to oznacza, że tak czy siak nie obronię się w tym roku... Do dupy... Nigdy nic nie szło mi tak opornie jak ta magisterka... I jeszcze miliony koleżanek dodających zdjęcia z obrony z dyplomami w dłoni... No jednym słowem ostatnie 2 tygodnie byłam podłamana i wkurzona na zmianę... Ale udało mi się dokończyć rozdział i pragnę Wam serdecznie podziękować za wsparcie! Co będzie to będzie ale dużo dały mi Wasze słowa otuchy 😌

Przed Wami krótki aczkolwiek znaczący rozdział. Ktoś tu ma mętlik w głowie i chyba zaczyna troszkę inaczej podchodzi do niektórych kwestii 😏 Enjoy!

P.s. Konkursowy pojawi się na dniach!


Czuł, że coraz bardziej zapada się w błogą nicość. Tak wspaniale było poddać się temu uczuciu. Chciał tylko móc nie przejmować się niczym i nie musieć się o nic martwić a to właśnie oferowała pustka. Który już raz dryfował między przestrzenią i czasem? Nie mógł zliczyć. Jednak tym razem był głębiej niż wcześniej. Wcześniej miał wrażenie, że niewiele dzieli go od powierzchni. Teraz czuł, że zapada się coraz głębiej i głębiej odczuwając coraz większą obojętność. I pewnie opadałby tak w nieskończoność gdyby coś nie dawało mu spokoju. Czuł, że nie może się poddać. Musiał przeć ku górze. Miał coś ważnego do zrobienia.  Musi wrócić stamtąd skąd przyszedł.

Ktoś tam na niego czekał. Czuł to.

Wyrwał się ku górze czując pierwsze nieprzyjemne fale. Im wyżej się wzbijał tym jaśniej się robiło a jego ciało zaczynało lokalizować wszystkie swoje części. Jego głowa pulsowała tępym bólem, który przeszywał każdy zakamarek jego umysłu. Jakby tego było mało reszta ciała przesyłała do jego obolałej głowy ogromną masę impulsów bólowych, które sprawiały, że omal nie zawył. Rzadko kiedy zdarzało mu się być w takim stanie. Choć każda walka w jakiś sposób odbijała się na jego ciele to niemal już zapomniał jak to jest aż tak oberwać. Wspomnienia pobytu w Yamatace wróciły z całą swoją siłą przypominając mu skąd owe obrażenia się wzięły.

Otworzył oczy i nabrał głęboko powietrza by wypuścić je z cichym stęknięciem. Poczuł jak jego brzuch wysyła wgłąb ciała salwę ostrych igieł uniemożliwiającą nabranie powietrza. Już chciał wstać gdy nagle jego wzrok natrafił na czuprynę brązowych włosów spoczywającą na jego piersi. Rin?

Nie.. Rin przecież nie żyła.

Przekręcił odrobinę głowę i zobaczył znajomą twarz. Sakura... Nie umiał powstrzymać westchnienia ulgi. Nic jej się nie stało.

Uciekli. Byli bezpieczni. Przeżyli.

Nie widział żeby miała jakieś widoczne obrażenia jednak sińce pod oczami oraz trupio-blada skóra wyraźnie wskazywały na to, że nie miała ostatnio spokojnego snu. Postarał się nie poruszyć, żeby jej nie zbudzić.

Wolał nie powracać do nieprzyjemnych wspomnień toteż skupił się na dziewczynie.

Czuł wyraźnie jak jej ciało unosi się i opada w spokojnym oddechu, który owiewa jego klatkę piersiową.  Ciepło rozchodzące się od dziewczyny sprawiało, że już sama jej obecność działała leczniczo. Nagle dotarło do niego, że dziewczyna śpi wtulona w niego całą sobą a on obejmuje ją ramieniem. Poczuł kolejną falę przyjemnego ciepła rozchodzącą się po ciele. Jej skóra była tak przyjemna w dotyku. Miał ogromną ochotę sunąć dłonią po jej ramieniu i poczuć więcej jednak w porę się powstrzymał.

Gdyby nie fakt, że nie chciał jej zbudzić to by się odsunął. Jego myśli nie powinny krążyć tym torem. Zwłaszcza, że ostatnie co pamiętał z lochów to głupia nadzieja, że jeszcze uda mu się ją uratować. Jedyne czego chciał to móc ją przytulić tak jak w tedy w Tokigamie. W tedy miał pewność, że jest już bezpieczna.

Jego drużyna zawsze była dla niego najważniejsza jednak misja z Haruno uświadomiła mu jak niezwykłą jest dziewczyną. Tak bezinteresowną i dobrą. Nieskażoną złem tego świata. Niosącą pomoc bez względu na wszystko. I choć nie chciał się do tego przyznać to widząc jak medic ninja zajmuje się tamtymi sierotami wiedział, że postąpiła dobrze. Tak jak tylko ona umiała. Altruistka. Naiwna w swoim poświęceniu. Jakby myślała, że gdy poświęci sama siebie to zbawi świat. A on miał przeczucie, że jeśli zapewni jej bezpieczeństwo to ona tego dokona.

Jak dziś pamiętał tamten dzień gdy wyznała miłość Naruto. Zima. Akcja ratunkowa podjęta przez Uzumakiego. I ona. Próbująca ocalić przyjaciela. Wyrzekając się miłości życia. Wiedziała, że Naruto będzie chciał uratować Sasuke z powodu obietnicy jaką na nim wymusiła dawno temu. I chciała poświęcić siebie i swoją miłość dla dobra przyjaciela.

Jakiś dziwny prąd przeszedł po jego ciele gdy przypomniał sobie zarumienioną Sakurę wyznającą miłość Naruto. Wokół niej wirowały płatki śniegu a jej lekkimi włosami targał mroźny wiatr. Uśmiechała się delikatnie patrząc wprost na Uzumakiego a jej oczy skrzyły się podkreślając wagę słów, które wypowiadała. I ich pocałunek. W tamtej chwili poczuł jedno. Zdziwienie, że Naruto umiał się oprzeć. Skupił na niej całą swoją uwagę, by nie myśleć o bólu, który coraz bardziej odczuwał. Studiował rysy jej twarzy i z rozbawieniem zauważył stróżkę śliny, która uciekła spod półprzymkniętych ust.

Już chciał podnieść dłoń by ją zetrzeć gdy zbeształ się w myślach. To była jego uczennica i przyjaciółka. A takie zachowanie wykracza poza granice przyjaźni.

Przed oczami pojawiło mu się ognisko, sake i ich pocałunek. Znów poczuł prąd rozchodzący się po całym ciele i przyjemne ciepło. Przekroczyli już granicę.

Przestać o tym myśleć! Musiał naprawdę dobrze dostać w głowę skoro jego myśli szły takim torem. A może to ulga, że ocaleli?

Było blisko.

Mogli oboje zginąć, zdradzając przy okazji wiele cennych informacji wrogowi. Echo dawnej wściekłości odezwało się z tyłu jego obolałej głowy. Nie powinni zaczynać tamtej walki. Ale był tak cholernie wkurzony! Jakkolwiek szlachetnie by nie postąpiła naraziła siebie i całą misję. Będą musieli o tym poważnie porozmawiać. O tym i o wielu innych kwestiach.

Może by i wytrzymał jeszcze jakiś czas walcząc z bólem i próbując nie poruszyć się nawet o milimetr gdyby nie całkowicie nieprzewidziane i niezaplanowane potężne kichnięcie, którego nie był w stanie powstrzymać.

Tak jak się spodziewał, Haruno zerwała się łapiąc za kunaia i rozglądając się po starej szopie w której obecnie przebywali.

Zaśmiał się na widok jej zdezorientowanej miny i czupryny, z której każdy włos sterczał w inną stronę. Jego chrapliwy śmiech zwrócił jej uwagę i mógł zaobserwować niesamowitą przemianę. Z jej szczupłej, skupionej i ściągniętej twarzy zniknął wyraz czujności. W jednym momencie rozjaśniła się jakby samo słońce zdecydowało się zaświecić mu prosto w oczy. Spierzchłe usta Haruno rozciągnęły się w szerokim uśmiechu a jej oczy zaiskrzyły się dokładnie tak jak w tedy w zimie. Rzuciła się na niego przytulając go mocno do siebie i śmiejąc się w głos. Trwali wtuleni w siebie ciesząc się, że żyją. Teraz już musi być dobrze i oboje czuli, że przetrwali niemożliwe do przetrwania.




 Nie ten ubiór i nie te okoliczności ale myślę że uścisk absolutnie TEN 💖



Kartoteka AsiorekKP

Moje zdjęcie
Jestem autorką opowiadań, która uwielbia zagłębiać się w niuanse uczuć i skomplikowane emocje, które pisze życie. I porwałam się z motyką na księżyc próbując opisać zawiłe relacje, mogące powstać pomiędzy tą dwójką bohaterów.