Podglądacze

piątek, 28 grudnia 2018

One shot świąteczny - Okazja czyni złodzieja

Dobra dobra wiem! Miało być na święta.. Ale kurde zżarło mnie tak, że serio nie dałam rady.. W Wigilię gonitwa, w Boże Narodzenie dniówka, potem nocka.. Mam nadzieję, ze mi wybaczycie i porwę Was jeszcze na chwilkę do magicznej atmosfery świąt ;) 

P.s. Kolejny rozdział "Podwójnego" już dodany! Zerknijcie w zakładkę po prawej i nie zapomnijcie skomentować tak samo shota jak i rozdziału- bardzo lubię Wasze komentarze ;) 


Stos ubrań leżących na łóżku piętrzył się z minuty na minutę. Czarny zbyt żałobny.. Szary zbyt oficjalny.. Cholera. Tą garsonkę powinna dawno wywalić! Może granatowy żakiet, biała koszula i elegancka czarna spódnica? Młoda kobieta o niesamowicie różowych długich włosach przejrzała się w lustrze i skrzywiła niemiłosiernie. W tym zestawie wyglądała o 20 lat starszą! Tak mogła chodzić na zebrania zarządu szpitala ale nie na przyjęcie wigilijne do biura hokage. Starszyzna rządząca Szpitalem Wielospecjalistycznym Konohagakure była wyjątkowo niezadowolona, że 25 latka obejmuje ordynatorostwo na tak ważnym oddziale jakim jest pediatria, dlatego też na co dzień starała dodać sobie lat. I niestety fakt, że przeważnie starała się postarzać ubraniami obecnie sprawił, że miała spory problem z wybraniem czegokolwiek. I kiedy była już w takim stanie psychicznym, że miała zamiar ubrać pierwsze co jej wpadnie w ręce nawet jeśli to będzie piżama, dostrzegła coś czerwonego na dnie swojej szafy. Sięgnęła i z niedowierzaniem wyciągnęła czerwoną sukienkę, którą kupiła kiedyś w przypływie euforii po czym wrzuciła ją do szafy uznając, że i tak nigdzie w niej nie wyjdzie. Zielone oczy zaświeciły się z radości. Będzie pasować idealnie!

Godzinę później stanęła przed lustrem i zmierzyła się krytycznym spojrzeniem. Delikatny świetlisty makijaż podkreślający jej młodzieńczą urodę, włosy spięte w kok dwoma pałeczkami i wściekle czerwona dopasowana jak diabli kiecka podkreślająca jej kobiece kształty. Subtelne wiszące kolczyki połyskiwały nieśmiało spod różowych kosmyków puszczonych swobodnie wokół twarzy. Spojrzała w zamyśleniu na dekolt w kształcie serca i stwierdziła, że wypadałoby założyć jakiś łańcuszek, jednak zerkając bezwiednie na zegarek zaklęła pod nosem. Czy dobiegnie w tych szpilkach gdziekolwiek w 5 minut? Złapała biały płaszcz i owijając się szalikiem wyszła z mieszkania. Światła ulicznych latarni ukazywały fantastyczny taniec białych płatków śniegu pojawiających się w zasięgu pomarańczowej łuny. Czy przy takiej aurze można się gdziekolwiek spieszyć? Kochała tą porę roku. Wydmuchała kłęb dymu i ruszyła powoli w kierunku wielkiego czerwonego budynku górującego nad wioską delektując się świąteczną atmosferą.

Dźwięki docierały do niej zanim jeszcze zobaczyła główną siedzibę głowy wioski. Dopiero teraz poczuła lekki stres. Tam będzie hokage. Nie wiedziała czemu ta myśl uderzyła jej do głowy. Przecież to oczywiste że tam będzie hokage! To przecież jego przyjęcie wigilijne. Głupia. Od jakiegoś czasu czuła się onieśmielona w obecności tego człowieka. Znała go większość swojego życia ale od czasu kiedy został głową wioski stał się kimś ważniejszym niż tylko były sensei. Była mu niezmiernie wdzięczna za to ile wysiłku wkładał w rozbudowę szpitala oraz to jak osobiście doglądał oddziału pediatrii. Tuż przed świętami przyszedł nawet i przebierając się za świętego mikołaja rozdawał prezenty. To było tak urocze i miłe, że pani ordynator nie mogła powstrzymać łez wzruszenia.
Jednak wbrew pozorom najbardziej przyjemne zdawało się to jak traktował. ją. Nie uważał jej za małolatę, która nie powinna piastować stanowiska ordynatora (czyli tak jak niemal wszyscy pozostali pracownicy szpitala). Traktował ją jak kogoś godnego zaufania. Kogoś komu ufa w stu procentach. I przede wszystkim traktował ją jak kobietę a nie dziewczynkę, którą kiedyś musiał się opiekować. Za to była mu chyba najbardziej wdzięczna.

Wzięła głęboki wdech i przekroczyła próg budynku przybierając dobrze już wystudiowaną pozę pewnej siebie kobiety sukcesu. To bardzo pomagało zamaskować jak bardzo niepewna siebie była. Skierowała się wprost do biura hokage i wieszając płaszcz rozglądnęła się szukając kogoś znajomego. Ludzi było mnóstwo. Od razu zauważyła grupkę lekarek z oddziału urazowego ale wiedziała, że owe panie bardzo jej nie lubią. Zaraz za nimi stali członkowie zarządu szpitala liczący sobie chyba po 150 lat. Ci również zerknęli na nią z dezaprobatą. Złapała poncz i zaczęła się przechadzać coraz bardziej żałując przyjścia. Rozglądnęła się po gabinecie i musiała przyznać, że ktoś bardzo się napracował. Dekoracje były cudowne. Girlandy porozwieszane po całym gabinecie, tu i ówdzie porozstawiane choinki oraz sztuczny śnieg a także zapach pomarańczy i piernika sprawiły, że to miejsce nabrało prawdziwego świątecznego uroku.

- Jak się bawisz?

Tuż za nią pojawił się niemal znikąd gospodarz przyjęcia. Zmierzyła go od stóp do głów czując ciepło rozpływające się po ciele. Pewnie jest teraz tak czerwona jak gwiazda betlejemska stojąca obok na parapecie. Ten człowiek chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak zabójczo wygląda w garniturze.

- Dziękuję, znakomicie - była dumna z tego jak autentycznie to zabrzmiało. Praca wymogła na niej naukę umiejętnego posługiwania się pół-prawdami.

Znała go na tyle długo, że widziała delikatny uśmiech rysujący się pod maską. Znał ją za dobrze żeby się nabrać.

- Może zatańczymy?

Jeśli wcześniej nie była czerwona to teraz była już na pewno.

- Z przyjemnością - głos jej nawet nie drgnął choć gardło miała ściśnięte z emocji.

W tle leciała jakaś bardzo przyjemna świąteczna piosenka a kilka par snuło się na środku pokoju w takt wesołej melodii. Szarowłosy jounin, a obecny hokage ujął delikatnie jej dłoń i zaprowadził na środek parkietu. Miała wrażenie, że lekarki z urazówki właśnie trafia szlag. Kakashi Hatake był obecnie dość rozchwytywanym mężczyzną.

Wciąż trzymając jej dłoń ujął ją w pasie i przyciągnął delikatnie do siebie poruszając się subtelnie w takt muzyki. Miała nadzieję, że mężczyzna nie czuje przez koszulę jak jej serce urządza sobie szaleńczy bieg. Starała się ze wszystkich sił utrzymać na twarzy chłodny profesjonalizm.

Zmierzył ją krytycznym spojrzeniem i pochylił się szepcząc do jej ucha

- Przestań.

Pozwoliła, swojej twarzy na lekkie zaciekawienie.

- Słucham?

- Przestań udawać. Bądź sobą.

Zaśmiała się ciut za nerwowo i dalej dobrze wystudiowanym tonem próbowała zbyć jego uwagę.

- Przecież jestem sobą Hokage-sama.

- Nie. Nie jesteś. Udajesz siebie ale to nie jesteś Ty.

Prowokował ją a ona niestety lubiła takie zaczepki. Nie wiedziała czy to poncz czy może miało to związek z jego przenikliwym spojrzeniem ale zdjęła maskę "Pani Ordynator" i uśmiechnęła się szczerze po raz pierwszy odkąd przyszła na tą imprezę i ośmieliła się pokazać swoją prawdziwą twarz.

- Czy teraz jestem sobą?

Obrócił ją delikatnie i przyciągnął do siebie. Prowadził zaiste doskonale.

- Mmm.. Teraz to moja Sakura.. Wyglądasz dziś pięknie.

Po jej plecach przeszły ciarki a nogi niemal się ugięły. Czy on właśnie powiedział to co powiedział? "Moja".. Chodziło mu pewnie, że "moja była uczennica Sakura" a jej mózg zamienił się w galaretę i odczytuje wszystko pod siebie. Stanęła jak wryta a on patrzył na nią przenikliwie czekając na jej dalszy krok. Gdyby.. to nic nie znaczyło.. nie patrzył by tak.. Z takim błyskiem.. Napięcie między nimi było namacalne. On stał i całkowicie poważnie patrzył głęboko w jej oczy a ona desperacjo próbowała połączyć z powrotem swój mózg z językiem i coś powiedzieć. Stali tak zamarli w tańcu i kiedy już myślała, że ta cisza ich wykończy z letargu wyrwał ją wesoły krzyk.

- JEMIOŁA!!!

Tuż obok nich zmaterializował się porządnie już wypity Naruto. Jak na komendę oboje poderwali głowy do góry. Faktycznie tańczyli idealnie pod krzakiem jemioły. Naruto najwyraźniej od dłuższego czasu czekał na ten moment.

- Noo.. Kakaaaashi-sensei ja.. hik! chętnie wyyyręszcze sensei!

Pijany Naruto zaczął się bezczelnie do niej dobierać. Normalnie poradziłaby sobie z kretynem ale w towarzystwie Kakashiego i w obliczu tego co się przed chwilą działo straciła kompletnie władzę nad ciałem.

Spojrzała błagalnie na swojego byłego sensei a obecnie (nie ma się co oszukiwać) obiektu jej westchnień i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki światła w całym gabinecie pogasły. W pierwszej chwili pomyślała, że ktoś ich zaatakował, jednak gdy poczuła, że ktoś ujmuje jej głowę zrozumiała, że to raczej nie przypadek.

Nim zdążyła zarejestrować poczuła ciepłe usta dotykające subtelnie jej warg. Niesamowity prąd przyjemności przebiegł przez jej ciało. Odpowiedziała na pocałunek z całą mocą pogłębiając go i wplatając swoje palce we włosy, które (była tego pewna) znała bardzo dobrze. Pocałunek był namiętny i czuły zarazem. Nigdy nikt jej nie całował z taką pasją, a do jej nie docierało to czego była aktualnie uczestnikiem. Czy to mogła być prawda? Czy naprawdę całowała Jego? Jedno było pewne. Nigdy nikt nie podniecił jej do tego stopnia jednym pocałunkiem.
Skończyło się równie niespodziewanie jak się zaczęło, i gdy już miała z powrotem przyciągnąć do siebie te cudowne usta światło zalało pomieszczenie. W oślepiającym blasku zauważyła jak hokage zakłada z powrotem maskę uśmiechając się do niej i pochyla się do nieprzytomnego Naruto.

- Nic mu nie będzie. To tylko alkohol i dobra zabawa! - wyjaśnił gapiom, którzy zaczynali się interesować leżącym na ziemi blondynem. Pewnie by w to uwierzył tak jak oni gdyby nie zauważyła ostatnich iskier raikiri błądzących po palcach szarowłosego.

- Zaniosę go tam gdzie spokojnie dojdzie do siebie - wyjaśnił okolicznym lekarzom zbiegającym się do pomocy. Zerknął wymownie na jemiołę nad jej głową i przechodząc obok szepnął tak, żeby tylko ona usłyszała:

- Okazja czyni złodzieja

Puścił jej oko i zniknął niosąc nieprzytomnego blondyna. Stała tam niepewna tego co właśnie się stało. Musiała wyglądać dość osobliwie stojąc jak ryta z wybałuszonymi oczami i półotwartymi opuchniętymi ustami. Miała ochotę zemdleć, uciec, roześmiać się i jeszcze raz zemdleć. Nim się zorientowała zaczęła się śmiać. Chyba właśnie została okradziona, jednak wcale nie czuła się z tego powodu źle. Wręcz przeciwnie. Dawno nie była tak szczęśliwa w święta.



Nie znalazłam obrazka, który by obrazował naszą historię ale mikołajkowi bohaterowie wpisują się w klimat? ;) 





Rozdział XX - Czas

Następny rozdział! Ta-dam! Jubileuszowy bo nr 20 iii.. niespodzianka! Jeśli jej nie wyłapiecie to na końcu rozdziału napiszę co jest szokensem tegoż Parta ;D
Pytanko do Was: jest coś co powinnam poprawić od strony edytorskiej i graficznej? Jak Wam się czyta tekst? Powinnam go justować czy zostawić? dodać przerwy między wersami? Zwiększyć czcionkę? Coś w kolorystyce? Walcie śmiało, z mojej perspektywy nie widzę takich rzeczy ;) 

P.s. No i oczywiście piszcie co myślicie o akcji! ;P Mam nadzieję, że nie rozwlekam za bardzo?


Każdy oddech zdawał się jej nieludzkim wysiłkiem. Czuła jak pot spływający po twarzy i szyi łączy się ze stróżkami posoki spływającymi z ran mężczyzny, który coraz słabiej trzymał się na jej plecach. Panika powoli zaczynała przejmować nad nią kontrolę. Zaraz dopadnie ją straż i cały wysiłek ich ucieczki pójdzie na marne. Może gdyby nie wróciła się po tego człowieka miałaby większe szanse? Teraz było już na takie gdybanie za późno. Pościg znajdował się kilkanaście metrów za nią i z każdą chwilą coraz bardziej się zbliżał. Kluczyła zatłoczonymi uliczkami jak mogła, jednak wiedziała że to na nic. Wyczerpana, z dodatkowym obładowaniem nie była w stanie dalej biec. Instynkt ludzki działa bardzo prosto. W sytuacji zagrożenia człowiek albo decyduje się na ucieczkę albo walkę. Za pasem wciąż miała schowany kawałek ostrej blachy i wiedziała, że jest to jej ostatnia deska ratunku. Wybrała ślepy zaułek pomiędzy dwoma budynkami. Dobiegła do końca, położyła torby i delikatnie zsunęła szarowłosego na ziemię. Był na wpół przytomny i mocno krwawił. Odwróciła się w kierunku ulicy szykując się do walki. Zerknęła na nieznanego mężczyznę przez ramię i nagle uderzyła ją myśl, że musi go obronić. Choćby za cenę życia. Nie wiedziała skąd to uczucie ale czuła, że tego właśnie pragnie. Jeśli ma walczyć to nie tylko za swoją wolność ale i wolność tego człowieka. Wzięła głęboki oddech i już chciała przybrać pozycję obronną gdy nagle spomiędzy desek opartych o zniszczoną ścianę wyłoniły się malutkie rączki i wciągnęły mężczyznę za stos drewna. Dziewczyna krzyknęła w przerażeniu i rzuciła się by złapać nogawkę mężczyzny. Już chciała zacząć się szarpać gdy zerknęła za deski i zobaczyła tunel wydrążony tuż pod murem domu, w którym zniknęły właśnie nogi szarowłosego. Tuż obok kucała umorusana blondwłosa dziewczynka. Spojrzała na nią niesamowicie niebieskimi oczami i pomachała ręką by za nią poszła. Intuicja podpowiadała jej, że może zaufać dziecku a jak dotąd jej przeczucie się nie myliło. Poza tym to było i tak lepsze niż starcie z hordą strażników. Różowowłosa wsunęła się do otworu zjeżdżając parę metrów po ubitym mule. Zerknęła w górę gdzie mała blondneczka wchodziła do tunelu zamykając za sobą wejście. Wokół nich nastała ciemność.

- Kim..?

- Ciii... - uciszyło ją kilkanaście głosów. Czyli nie były same.

Sekundy ciągnęły się w nieskończoność a ciszę przerywały jedynie ciężkie oddechy dwójki zbiegów. Nie wiedziała ile czasu już upłynęło ale nagle blask rozpalanego ognia oślepił ją. To dziewczynka podpaliła pochodnię i wskazała na tunel. Różowowłosa skinęła głową i chciała wziąć szarowłosego jednak okazało się, że został już zapakowany na prowizoryczne nosze przez kilkanaście innych dziewczynek. Ich torby też zostały już wzięte. Pozostało iść. Ruszyła za przywódczyniom tej dziwnej bandy dziękując wszystkim bogom za ocalenie. Zadrżała myśląc o tym, że już niemal szykowała się na śmierć.

- Kim jesteście?

Zrównała się z dziewczynką a ta zerknęła na nią czujnym spojrzeniem

- Nic nie pamiętasz prawda?

Dziewczyna pokiwała głową. Czuła, że zna skądś te wszystkie dzieciaki.

- Musieli Ci podać swoją miksturę. Nie martw się jej działanie mija w ciągu 24 godzin. Coś mi się wydaje że chyba nie jesteście zwykłymi podróżnymi.

Tunel zaczął się zwężać i obniżać. Różowowłosa musiała się schylić, żeby nie uderzyć w sufit.

- My.. Jesteśmy dziećmi. Wykorzystywanymi przez dorosłych.

Po bliższym przyjrzeniu się faktycznie zauważyła nieprzyzwoicie wyglądające części garderoby młodych dziewczynek. Gdzie mogła je spotkać?

- Opowiedz mi co o nas wiesz. Może dzięki temu sobie coś przypomnę.

- Jak dotrzemy. Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni. Te tunele zostały wydrążone dawno temu przez Ruch Oporu który kiedyś działał przeciw mafii dowodzącej w mieście. Zostali wybici lub przekupieni i porzucili to miejsce. Teraz służy nam ale nie jest tu w 100 % bezpiecznie.

Kiwnęła głową bardziej do siebie niż do dziewczynki. Im dłużej szła tym bardziej czuła opuszczające ją siły. Adrenalina opadła i całe ciało zaczynało ją niemiłosiernie boleć i drżeć. Wysiłek ucieczki i osłabienie wielodniowym więzieniem sprawiło, że czuła się jak staruszka. Każdy krok był nieludzki. Zmęczenie coraz mocniej dawało się jej we znaki. Czy ten tunel nie miał końca?

Widziała jak dziewczynki przyglądają im się i szepczą między sobą gorączkowo. Pieprzona dziura w głowie. Gdy już myślała, że nie da rady iść dłużej, na końcu tunelu pojawiło się światło. Zbliżało się coraz bardziej i bardziej aż pochłonęło ich całe. Wyszły na powierzchnię gdzie powietrze było zdecydowanie świeższe a przestrzeń większa. Rozglądnęła się po pomieszczeniu którego kompletnie nie rozpoznawała. Wielki hangar zapewne nie był używany od kilkunastu lat. wypełniony śmieciami stanowił idealną kryjówkę.

Położyli nieprzytomnego mężczyznę na ziemi a blondwłosa dziewczynka usiadła obok.

- Leczysz.

- Słucham?

- Leczysz ludzi. Nas wyleczyłaś. Jesteś medic ninja. Domyśliłyśmy się.

- Ja.. przepraszam.. nie pamiętam.

Dziewczynka skinęła głową i podała jej rękę.

- Jestem Hiro - dziewczynka z zachwytem pogłaskała jej włosy

- Gdy Cię poznałam miałaś takie włosy jak ja. I inne oczy. On też wyglądał inaczej.

Wskazała na szarowłosego. Obie spojrzały na niego zmartwionym wzrokiem.

- Musisz go uleczyć. Nie wygląda dobrze.

Miała ochotę płakać.. Jak ma to zrobić gdy nic nie pamięta? Uklękła przy nim i odgarnęła pozlepiane włosy z jego twarzy. Poobijanej, posiniaczonej, zakrwawionej twarzy. Ciężko było stwierdzić, czy oczy ma zamknięte czy otwarte - tak bardzo zapuchnięte były. Nabrzmiałe usta ukazywały powybijane zęby. Z niezliczonej ilości ran wciąż sączyła się krew przez co lekki zarost przybrał czerwony kolor a jego czoło było ściągnięte. Reszta jego ciała nie wyglądała lepiej. Oddychał nierówno i z wysiłkiem. Cierpiał. A ona nie umiała mu pomóc.

- Do cholery!

Zagryzła zęby i samotna łza spłynęła po policzku. Nie pamiętała nic. Czy to wróg czy przyjaciel? Czy faktycznie ją wydał czy może krył? Podróżowali razem ale czy to oznaczało, że byli przyjaciółmi? Czy to ktoś ważny?

- Musisz sama odpowiedzieć. On nie ma za dużo czasu.

Zdała sobie sprawę, że ostatnie zdanie wypowiedziała na głos. Przyłożyła dłoń do jego twarzy i zamknęła oczy. Musi się skupić. Musi znaleźć odpowiedzi. Siedziała tak i próbowała przedrzeć się przez mgłę otaczającą jej umysł. Cholera skup się! Skup się na nim!
Nagle przed jej oczami mignęła jego twarz. Oświetlona była delikatnym blaskiem ognia. Zamaskowana. Poraziła ją ta wizja. A może przeszłość? Wyglądał.. niesamowicie. Jego oczy iskrzyły się patrząc wprost na nią. Pełne bólu i takiego cierpienia, że nawet teraz poczuła ochotę by go przygarnąć do siebie. Poczuła ciepło rozchodzące się w sercu.
Otworzyła oczy. Czuła, że ten mężczyzna jest jej bardzo bliski. Tylko czy on też tak sądził?  Czy jej nie zdradził tak jak mówiły jego słowa, które przypomniała sobie jeszcze w więzieniu? Tego nie wiedziała. Musiała zaufać swojemu sercu. Tylko co z tego, że chciała mu pomóc skoro nie miała pojęcia jak? Jego czas uciekał.


Tak to chyba było na początku pobytu w celi 16 ;]



Się mi tu Sakutra wbiła ale Kakashi tu jest idealny ^^



Szkones: Sakura nieświadomie po raz pierwszy zobaczyła twarz Hatake ;> Co prawda obitą na kwaśne jabłko ale jednak ;D 



niedziela, 16 grudnia 2018

Wyniki konkursu!

Tadam! Wstawiam Wam zwycięski one shot! Ale chwila.. co jest.. Jak to dwa? No dwa! Mała niespodzianka! Mamy dwóch zwycięzców ;)

No ale szczegóły w shotach!

Mała prośba: Jeśli możenie to skomentujcie oba :)

P.s. Dwa one shoty zjadły mnie na tyle, że nie dam rady dziś dodać kolejnego rozdziału ale pracuję nad nim i spodziewajcie się albowiem nie znacie dnia ani godziny ;D

One shot konkursowy - Wiosna

Kochani moi! Wyniki konkursu! (w końcu!) 

Ciężko było wybrać, bo wszystkie nadesłane arty były warte wynagrodzenia, jednak wybrałam ten który najbardziej natchnął mnie do napisania do niego historii ;) Od dawna chodziło mi po głowie napisanie czegoś takiego i mam nadzieję, że oddałam klimat ^^

Shot dedykowany Persefonie - która zawsze jest w gotowości do komentowania ;D 

P.s. To też jest jeden z moich ulubionych artów ^^


Pierwsze promienie słońca sączyły się przez delikatnie powiewające zasłony oświetlając nieśmiało wnętrze malutkiej przytulnej kuchni. Kolejny wiosenny dzień rozpoczynał się skomplikowanym tańcem światła rozhulanym na kuchennych sprzętach tworząc niesamowite widowisko dla oczu.
Wydawać by się mogło, że to fascynujące przedstawienie odbędzie się bez widzów. Jednak tam gdzie światło nie zdążyło się jeszcze rozgościć ktoś siedział i w milczeniu chłonął kolejny rozpoczynający się dzień. Gdzieś tuż obok pojawił się narastający dźwięk. Jednostajne, coraz głośniejsze szumienie oznaczało, że woda w srebrnym czajniczku stojącym na piecu niedługo osiągnie wrzenie. W miarę jak słońce coraz śmielej wkraczało do pomieszczenia, a dźwięk gotującej się wody wypełniał każdy zakamarek, postać siedząca przy stole stawała się wyraźniejsza. Wysoki szarowłosy mężczyzna siedział w absolutnej ciszy i oparłszy się o stół obserwował delikatnie kołyszące się gałęzie drzewa rosnącego tuż za oknem. Coraz więcej różowych delikatnych pąków pojawiało się wśród zielonych listków.
Bardzo lubił tę porę roku. wszystko wokół budziło się do życia, oddalając smutki szarej zimy. Kolejne zielone listki przeganiały złe myśli kotłujące się uparcie w głowie. Każdy kolejny pąk razem ze swoim otwarciem otwierał nowe możliwości, które szykuje życie.
Zima kojarzyła mu się źle. Ze smutkiem, samotnością, śmiercią. Wiosna była ratunkiem. Wiosna oznaczała życie i nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro.
Gdy dźwięk czajnika coraz głośniej dawał o sobie znać szarowłosy mężczyzna wstał i bez słowa podszedł do kredensu. Zerknął jeszcze raz w okno obserwując jak czarno-szary ptak przysiadł z zaciekawieniem na gałęzi kwitnącej wiśni. Od pewnego czasu był mieszkańcem owego drzewa wijąc sobie gniazdo wysoko w jego koronie. Mężczyzna oderwał się na chwilę od przeszukiwania szafek by podejść do okna i nasypać na miseczkę trochę ziaren. Ptaszek zerknął na niego nieufnie i podleciał na parapet dopiero gdy szarowłosy wrócił do kredensu i wyciągnął z szafki dwie filiżanki i czajniczek do którego nasypał specjalnej mieszanki kawy. Gdy gwizdek rozdarł pomieszczenie pozwolił mu przez chwilę zakłócać ciszę mieszkania po czym podniósł ostrożnie czajnik i rozkoszował się dźwiękiem zalewanej kawy. Od zawsze uważał, że ten dźwięk ma w sobie coś niesamowitego, jakby był nieprzyzwoitą zapowiedzią czekającej przyjemności. Z sąsiedniej lodówki wyciągnął karton mleka i upijając parę łyków dolał do obowiązkowego porannego napoju konieczną ingrediencję. Sięgnął po łyżeczkę ponownie zerkając na ptaszka za oknem, który ostrożnie skubał ziarenka nie odrywając wzroku od mężczyzny.
Zamieszał energicznie i położył czajniczek na tacy tuż obok filiżanek. Najciszej jak potrafił podniósł tacę i powoli otworzył drzwi balkonowe uważając by nie wydać najmniejszego dźwięku. Położył poranną kawę na tarasie i przeciągnął cichutko mrucząc. Lubił takie poranki. Podszedł parę kroków wgłąb ogrodu i wciągnął głęboko rześkie powietrze. Zima na dobre opuściła wioskę ustępując miejsca wiosennemu słońcu. Wszechogarniająca eksplozja zieleni napawała nadzieją na życie. Zamknął oczy i pozwolił słońcu pieścić swoją okutą w maskę twarz swymi ciepłymi promieniami. Śpiew ptaków uspokoił jego umysł na tyle, że nie usłyszał kiedy przyszła. Poczuł jak oplata go ramionami stojąc za nim. Bez słów. Nie były potrzebne. Ona również łapała tą chwilę szczęścia wtulając się w jego plecy i ciesząc się wiosną. Odwrócił się delikatnie i również ją przytulił składając delikatny pocałunek na czubku jej różowych włosów. Podniosła głowę i wspięła się na palce kradnąc szybki pocałunek na dzień dobry.

- Chodź. Kawa wystygnie

Pociągnęła go z powrotem na taras i rozsiedli się tak jak lubili najbardziej. Mężczyzna usiadł oparty o ścianę a kobieta wtuliła się w niego plecami dając się objąć. Nalali sobie parującego napoju i kosztowali w ciszy obserwując budzący się dookoła świat. Oboje cenili te nieliczne momenty spokoju kiedy mogli się nacieszyć sobą. Delikatny dotyk jego dłoni błądzących po jej ciele mówił jej wszystko, czego nie były w stanie wypowiedzieć usta. Bliskość, czułość, oddanie, miłość. To była ich chwila. Gdy słońce wzeszło już całkiem poza horyzont a ich filiżanki były niemal puste, ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Odwrócili głowy obserwując jak malutki szarowłosy chłopczyk w piżamie i z misiem w jednej ręce i jaśkiem w drugiej przekracza próg niemal przez niego przepadając.Nic dziwnego skoro jego zielone oczka niemal nic nie widziały przez malutką szparę w powiekach. Na potwierdzenie swojego zaspania ziewnął potężnie i potarł malutką piąstką oczy.

- Mamusiu.. Tatusiu.. Cemu tak wceśnie wstaliście? Idziecie na misje?

- Nie kochanie, chcieliśmy wypić kawę na tarasie. A Ty czemu nie śpisz Sakumo? - różowowłosa kobieta przygarnęła do siebie 3-letniego chłopczyka i wtuliła się w jego niemal białe włosy.

- Nie było was w łósku..

Kobieta przytuliła go jeszcze mocniej i obcałowała jego malutką zaspaną buźkę.

- Mogę tu sobie... aaah..  jesce sie połozyć? - wyszeptał na wpół śpiąc w objęciach mamy. Kiwnęła głową i sięgnęła po czajnik żeby nalać sobie jeszcze kawy. Chłopczyk w tym czasie położył się na ich nogach i niemal natychmiast zaczął pochrapywać.

Tuż obok nich przeleciały dwa czarno-szare ptaszki ćwierkając wesoło i tworząc niesamowite akrobacje w powietrzu. Więc i mieszkaniec wiśni odnalazł swoje małe szczęście.
Szarowłosy mężczyzna omiótł swoją rodzinę spojrzeniem i poczuł ciepło rozchodzące się w okolicy serca. Jego zima również się skończyła. A patrząc w dwie pary zielonych oczu czuł całym sercem, że w jego życiu na dobre zagościła wiosna.


Mam nadzieję, że wyszedł dobrze ;) 
P.s. Też lubicie ten dźwięk zalewanej kawy? ;D 



One shot konkursowy - Sakura-sensei

Nigdy nie wygrałam w swoim życiu żadnego konkursu. Dlatego wiem, jak bardzo to wnerwia. Co to ma do rzeczy? A to, że w moim konkursie nie ma przegranych! 

Shot dedykowany wiernej fance Poison! ;)

P.s. Też kocham ten komiks^^  



Szedł uliczkami Konohy w dość ponurym nastroju. Właściwie był całkiem podenerwowany. Tak w zasadzie był strasznie wściekły. Szykował się do tej misji kilka tygodni. Może i skończył Akademię zaledwie kilka miesięcy temu ale to nie oznaczało ze ma zostać na tamtym poziomie! Chciał pokazać że się rozwija. Chciał zademonstrować swoją nową technikę nad którą pracował. Ale dziś rano przyszedł list z wiadomością, że jego misja została odwołana. Nie wiedział co ze sobą zrobić więc ubrał się i wyszedł na spacer po wiosce.

W domu i tak zawsze był sam. Od śmierci ojca. Pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj. Starał się o tym nie myśleć. Jednak lubił wspominać pewien dzień po. Siedział w tedy w domu i od jakiegoś czasu nie odpowiadał na wezwania. Nie spodziewał się żadnych odwiedzin dlatego zdziwił się słysząc pukanie do drzwi. Nie zamierzał się z nikim widzieć i przeważnie ludzie to szanowali. Sądził, że niechciany intruz sobie pójdzie jeśli wystarczająco długo nie będzie odpowiadał. I gdy już myślał, że tajemniczy gość sobie poszedł, drzwi po prostu wypadły z zawiasów wyważone ukazując jego sensei. Sakura Haruno nigdy się nie patyczkowała i to w niej podziwiał najbardziej. Weszła w tedy do jego domu i zbeształa go od stóp do głów. Był to dla niego tak duży szok, że wstyd się przyznać ale się popłakał. No miał tylko 7 lat tak?! Miał prawo!
Zwłaszcza że wszyscy w wiosce współczuli mu i go pocieszali. Nienawidził tego ale nie spodziewał się że Sakura-sensei będzie miała takie jaja i tak mu dowoła. Stał jak ten ciołek na środku pokoju i walczył ze łzami a gdy już popłynęły odwrócił się żeby nie widziała. Umilkła i sądził że znów go zbeszta za to że jest taki miękki ale ona zrobiła coś innego. Odwróciła go, wzięła jego twarz w dłonie i zmusiła żeby taki zasmarkany spojrzał na nią. Uśmiechała się z taką czułością, że na chwilę przestał szlochać wpatrzony w nią jak w obraz. Przyciągnęła go do siebie i przytuliła a on rozpłakał się na dobre. Nikt go tak nie przytulał. Mama umarła jak był mały a tata raczej nie okazywał w ten sposób uczuć. Dlatego też nie spodziewał się, że zwykłe przytulenie przyniesie mu taką ulgę.

Ten dzień zapieczętował ich więź a on obiecał sobie, że nigdy jej nie zawiedzie. Może i był jeszcze dzieckiem, ale sensei traktował jak partnera i niedościgniony wzór. Urosła już do miana legendy a on postanowił, że też taki będzie. Dlatego trenował więcej niż ktokolwiek inny, żeby jej zaimponować. Gdy go chwaliła czuł dumę. Każdy udany trening sprawiał, że jego dzień stawał się lepszy. Nikt tak jak ona nie potrafił go zmotywować. Była jednocześnie surowa i czuła. Gdy tylko groziło jej niebezpieczeństwo rzucał się do obrony nie zważając na nic. Lubił w tedy słuchać jej narzekania, że jest bezmyślny i pakuje się w kłopoty podczas gdy ona opatrywała jego rany. To były chwile bliskości między partnerami, które były dla niego bezcenne. I choć wiedział, że jest dla niej tylko dzieciakiem, starał się zmienić to postrzeganie. Chciał jej uznania i poważnego traktowania. Pragnął być dla niej tak ważny jak ona dla niego.

Przemierzał uliczki Konohy rozmyślając o ich ostatniej misji gdy uparła się by spali razem w jednym namiocie dla bezpieczeństwa. Był tak przejęty że nie zmrużył oka przez co na drugi dzień zarobił kilka zbędnych ran. Oczywiście nie przejął się tym, bo wiedział, że sensei go opatrzy a on bardzo lubił jej dotyk. Rozmarzł się na chwile pozwalając by uśmiech zagościł na jego ustach okutych maską. Dzień wydawał mu się taki piękny. Miał nawet wrażenie, że słyszy głos Sakury-sensei. Chwila.. Naprawdę go słyszał! Jej dźwięczny śmiech rozpoznałby wszędzie! Rozglądał się dookoła mając nadzieję, że ją zlokalizuje. I faktycznie. Kilka metrów od niego było Ichiraku Ramen. Doskonale słyszał jak z kimś rozmawia wciąż się śmiejąc. Pierwsza mroczna strzała przeszyła jego serce. Dlaczego jej tak wesoło? I w tedy usłyszał drugi głos i w tym momencie cały dobry humor ulotnił się jakby był złudzeniem. Naruto-sensei.
W jednej chwili słońce zaszło a wszystko wokół zaczęło go irytować. Podszedł do knajpy i bezceremonialnie wszedł. Rozmawiała z tym głupkiem jakby naprawdę dobrze się bawiła! Wiedział, że byli kiedyś w jednej drużynie ale obecnie ich drogi się rozeszły. Tak przynajmniej myślał. Bardzo nie podobał mu się maślany wzrok blond-idioty i uśmiechy posyłane do niczego nieświadomej sensei. W końcu go zauważyli. Bezczelny kretyn nawet się nie zmieszał!

- Kakashi - kun! Dobrze Cię widzieć! Przysiądziesz się? - Sakura-sensei jak zawsze była miła.

Nim zdążył odpowiedzieć bezczelny Uzumaki zmierzył go pogardliwym spojrzeniem i klepnął Sakurę-sensei w udo czym natychmiastowo doprowadził go do furii.

- No co Ty Sakurka, za młody jest na nasze tematy.

A sądził, że bardziej się nie wścieknie. Niemal dygotał ze złości.

- Bardzo.chętnie.się.przysiądę.Sakura-sensei. - wydukał bez cienia radości.

Złapał krzesło i bezceremonialnie wbił się pomiędzy dwójkę starych znajomych. Sakura-sensei od razu podjęła z nim dyskusję o ich odwołanej misji a on z zadowoleniem zauważył zezłoszczony wzrok Uzumakiego. I dobrze! Nie będzie mu zboczeniec napastował jego sensei!
Dzień znów zaczynał wydawać mu się piękny.



Mam nadzieję, że oddałam wiarygodnie dziecięce postrzeganie świata i zauroczenie młodego Kakashiego swoją sensei ^^ Ohaio!




środa, 12 grudnia 2018

One shot - Zawsze do mnie wracasz

Koteczki moje.. Przez problemy, które ostatnio miałam totalnie odebrało mi wenę.. do teraz! Dziś weszłam na bloga po dłuuugim czasie i nawet nie wiecie jak mnie wzruszyły Wasze komentarze :) Jesteście kochani i mam nadzieję, że po tak długiej przerwie ktoś tu jeszcze zaglądnie kurcze.. W każdym razie! Wrzucam pikantnego shocika i spodziewajcie się na weekend kumulacji - rozdziału i (w końcu!) shota konkursowego ;) 

Ok. OSTRZEŻENIE: Trochę + 18 xD
Polecam do tego art dodany poniżej i piosenkę Kush Kush - Sweet & Bitter ;>



Dochodziła północ. Szarowłosy mężczyzna siedział przy kuchennym stole i czytał swoją ulubioną książkę popijając whisky z lodem. Rozkoszował się jednym z nielicznych momentów, kiedy mógł spokojnie się napić. I zdawać by się mogło, że nic nie zmąci spokoju panującego w mieszkaniu gdyby nie cichutkie pukanie, które doszło do uszu jounina. Szklanka z whisky zatrzymała się w pół drogi do ust a czarne czujne oczy zerknęły na drzwi wejściowe. Nasłuchiwał. Ponowne pukanie utwierdziło go w przekonaniu co do tożsamości gościa. To był ich znak. Wstał i upewniwszy się, że okna są zasłonięte otworzył drzwi za którymi stała ona. Nie zdziwił go jej widok. Wiedział że wróci. Ona jednak sprawiała wrażenie jakby nie do końca wiedziała co tam robi. Różowe przydługawe włosy rozwiane biegiem, zielone roziskrzone oczy i uroczo rumiane policzki. Ten widok był jednym z takich, które sprawiały że mięknął. Rozczulała go i pociągała jak nikt inny. Chyba jednak za dużo wypił tego wieczoru.

- Mogę.. wejść?

Spytała niepewnie a on bez słowa zrobił jej miejsce aby weszła. Przymknął drzwi a ona stanęła zaledwie dwa kroki od niego wciąż niepewna tego co robi.

- Przepraszam.. Ja..  Nie mogłam tam dłużej wytrzymać. Wiem że nie powinnam..

Oboje wiedzieli o co chodzi. Nie potrzebował większej zachęty, a alkohol sprawił, że nie analizował tego co robi. Dopadł ją w dwóch krokach i przyciągnął do siebie łapczywie wbijając się w jej zziębnięte usta. Odpowiedziała mu z żarliwością wplatając swoje drobne palce w burzę jego szarych włosów. Ich pocałunki zawsze takie były. Pełne pasji, namiętności i pożądania jakiego nie dawał jej mąż. Nim zdążyła choćby jęknąć jego chciwe ręce zaczęły błądzić po jej ciele badając każdą krągłość. Dla niego była doskonała. Ich języki walczyły o dominację a oddechy zgrały się w równy rytm. Dotykali się i pieścili tak, jakby to był ich pierwszy raz. A nie był. Uderzył plecami o ścianę przyparty ciężarem jej ciała. Błądziła ustami po jego szyi jedną ręką gładząc kark a drugą pieszcząc tors. Sprawiała wrażenie, jakby był w tej chwili wszystkim czego potrzebowała. I prawdopodobnie tak było. Od początku ich romansu on wiedział, że to będzie tylko seks. Ona była zaniedbana przez męża a on dawał jej to czego oczekiwała. Uwagę, przyjemność i bezpieczeństwo choćby przez te krótkie momenty kiedy ich ciała łączyły się w szalonym rytmie. Co z tego, że dla niego od dawna to było coś więcej? Dawał to czego potrzebowała a sam upajał się tymi chwilami kiedy nie była Uchihy. W tedy była tylko jego. Przeturlali się po ścianie tak, że teraz ona była atakowana przez niego. Teraz jego dłonie błądziły po jej ciele odsłaniając kawałek po kawałku. Chciał ją poczuć. Chciał ją zapamiętać. Pragnął jej jak niczego innego. Pochylił się i złapał ją unosząc delikatnie tak by mogła opleść go nogami. O tak.. Czuł ją całym sobą.

- Kakashi.. To.. ostatni raz.. - wyjęczała czując jak rozpina swój zamek i sięga do zapięcia jej spodni
Spojrzał w jej przymknięte zamglone podnieceniem zielone oczy i wszedł w nią gwałtownym ruchem. Wygięła się w łuk i wbiła paznokcie w jego kark. Uwielbiał ten moment.

- Mówisz tak za każdym razem.. - wymruczał jej do ucha podczas gdy ona żyła już tylko ruchem ich ciał.

- ..lecz zawsze do mnie wracasz Sakura..





Może krótkie ale chyba .. konkretne? I nikt nie ginie! Doceńcie! ;D

Arcik inspiracja ^^



Kartoteka AsiorekKP

Moje zdjęcie
Jestem autorką opowiadań, która uwielbia zagłębiać się w niuanse uczuć i skomplikowane emocje, które pisze życie. I porwałam się z motyką na księżyc próbując opisać zawiłe relacje, mogące powstać pomiędzy tą dwójką bohaterów.