Podglądacze

piątek, 28 grudnia 2018

One shot świąteczny - Okazja czyni złodzieja

Dobra dobra wiem! Miało być na święta.. Ale kurde zżarło mnie tak, że serio nie dałam rady.. W Wigilię gonitwa, w Boże Narodzenie dniówka, potem nocka.. Mam nadzieję, ze mi wybaczycie i porwę Was jeszcze na chwilkę do magicznej atmosfery świąt ;) 

P.s. Kolejny rozdział "Podwójnego" już dodany! Zerknijcie w zakładkę po prawej i nie zapomnijcie skomentować tak samo shota jak i rozdziału- bardzo lubię Wasze komentarze ;) 


Stos ubrań leżących na łóżku piętrzył się z minuty na minutę. Czarny zbyt żałobny.. Szary zbyt oficjalny.. Cholera. Tą garsonkę powinna dawno wywalić! Może granatowy żakiet, biała koszula i elegancka czarna spódnica? Młoda kobieta o niesamowicie różowych długich włosach przejrzała się w lustrze i skrzywiła niemiłosiernie. W tym zestawie wyglądała o 20 lat starszą! Tak mogła chodzić na zebrania zarządu szpitala ale nie na przyjęcie wigilijne do biura hokage. Starszyzna rządząca Szpitalem Wielospecjalistycznym Konohagakure była wyjątkowo niezadowolona, że 25 latka obejmuje ordynatorostwo na tak ważnym oddziale jakim jest pediatria, dlatego też na co dzień starała dodać sobie lat. I niestety fakt, że przeważnie starała się postarzać ubraniami obecnie sprawił, że miała spory problem z wybraniem czegokolwiek. I kiedy była już w takim stanie psychicznym, że miała zamiar ubrać pierwsze co jej wpadnie w ręce nawet jeśli to będzie piżama, dostrzegła coś czerwonego na dnie swojej szafy. Sięgnęła i z niedowierzaniem wyciągnęła czerwoną sukienkę, którą kupiła kiedyś w przypływie euforii po czym wrzuciła ją do szafy uznając, że i tak nigdzie w niej nie wyjdzie. Zielone oczy zaświeciły się z radości. Będzie pasować idealnie!

Godzinę później stanęła przed lustrem i zmierzyła się krytycznym spojrzeniem. Delikatny świetlisty makijaż podkreślający jej młodzieńczą urodę, włosy spięte w kok dwoma pałeczkami i wściekle czerwona dopasowana jak diabli kiecka podkreślająca jej kobiece kształty. Subtelne wiszące kolczyki połyskiwały nieśmiało spod różowych kosmyków puszczonych swobodnie wokół twarzy. Spojrzała w zamyśleniu na dekolt w kształcie serca i stwierdziła, że wypadałoby założyć jakiś łańcuszek, jednak zerkając bezwiednie na zegarek zaklęła pod nosem. Czy dobiegnie w tych szpilkach gdziekolwiek w 5 minut? Złapała biały płaszcz i owijając się szalikiem wyszła z mieszkania. Światła ulicznych latarni ukazywały fantastyczny taniec białych płatków śniegu pojawiających się w zasięgu pomarańczowej łuny. Czy przy takiej aurze można się gdziekolwiek spieszyć? Kochała tą porę roku. Wydmuchała kłęb dymu i ruszyła powoli w kierunku wielkiego czerwonego budynku górującego nad wioską delektując się świąteczną atmosferą.

Dźwięki docierały do niej zanim jeszcze zobaczyła główną siedzibę głowy wioski. Dopiero teraz poczuła lekki stres. Tam będzie hokage. Nie wiedziała czemu ta myśl uderzyła jej do głowy. Przecież to oczywiste że tam będzie hokage! To przecież jego przyjęcie wigilijne. Głupia. Od jakiegoś czasu czuła się onieśmielona w obecności tego człowieka. Znała go większość swojego życia ale od czasu kiedy został głową wioski stał się kimś ważniejszym niż tylko były sensei. Była mu niezmiernie wdzięczna za to ile wysiłku wkładał w rozbudowę szpitala oraz to jak osobiście doglądał oddziału pediatrii. Tuż przed świętami przyszedł nawet i przebierając się za świętego mikołaja rozdawał prezenty. To było tak urocze i miłe, że pani ordynator nie mogła powstrzymać łez wzruszenia.
Jednak wbrew pozorom najbardziej przyjemne zdawało się to jak traktował. ją. Nie uważał jej za małolatę, która nie powinna piastować stanowiska ordynatora (czyli tak jak niemal wszyscy pozostali pracownicy szpitala). Traktował ją jak kogoś godnego zaufania. Kogoś komu ufa w stu procentach. I przede wszystkim traktował ją jak kobietę a nie dziewczynkę, którą kiedyś musiał się opiekować. Za to była mu chyba najbardziej wdzięczna.

Wzięła głęboki wdech i przekroczyła próg budynku przybierając dobrze już wystudiowaną pozę pewnej siebie kobiety sukcesu. To bardzo pomagało zamaskować jak bardzo niepewna siebie była. Skierowała się wprost do biura hokage i wieszając płaszcz rozglądnęła się szukając kogoś znajomego. Ludzi było mnóstwo. Od razu zauważyła grupkę lekarek z oddziału urazowego ale wiedziała, że owe panie bardzo jej nie lubią. Zaraz za nimi stali członkowie zarządu szpitala liczący sobie chyba po 150 lat. Ci również zerknęli na nią z dezaprobatą. Złapała poncz i zaczęła się przechadzać coraz bardziej żałując przyjścia. Rozglądnęła się po gabinecie i musiała przyznać, że ktoś bardzo się napracował. Dekoracje były cudowne. Girlandy porozwieszane po całym gabinecie, tu i ówdzie porozstawiane choinki oraz sztuczny śnieg a także zapach pomarańczy i piernika sprawiły, że to miejsce nabrało prawdziwego świątecznego uroku.

- Jak się bawisz?

Tuż za nią pojawił się niemal znikąd gospodarz przyjęcia. Zmierzyła go od stóp do głów czując ciepło rozpływające się po ciele. Pewnie jest teraz tak czerwona jak gwiazda betlejemska stojąca obok na parapecie. Ten człowiek chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak zabójczo wygląda w garniturze.

- Dziękuję, znakomicie - była dumna z tego jak autentycznie to zabrzmiało. Praca wymogła na niej naukę umiejętnego posługiwania się pół-prawdami.

Znała go na tyle długo, że widziała delikatny uśmiech rysujący się pod maską. Znał ją za dobrze żeby się nabrać.

- Może zatańczymy?

Jeśli wcześniej nie była czerwona to teraz była już na pewno.

- Z przyjemnością - głos jej nawet nie drgnął choć gardło miała ściśnięte z emocji.

W tle leciała jakaś bardzo przyjemna świąteczna piosenka a kilka par snuło się na środku pokoju w takt wesołej melodii. Szarowłosy jounin, a obecny hokage ujął delikatnie jej dłoń i zaprowadził na środek parkietu. Miała wrażenie, że lekarki z urazówki właśnie trafia szlag. Kakashi Hatake był obecnie dość rozchwytywanym mężczyzną.

Wciąż trzymając jej dłoń ujął ją w pasie i przyciągnął delikatnie do siebie poruszając się subtelnie w takt muzyki. Miała nadzieję, że mężczyzna nie czuje przez koszulę jak jej serce urządza sobie szaleńczy bieg. Starała się ze wszystkich sił utrzymać na twarzy chłodny profesjonalizm.

Zmierzył ją krytycznym spojrzeniem i pochylił się szepcząc do jej ucha

- Przestań.

Pozwoliła, swojej twarzy na lekkie zaciekawienie.

- Słucham?

- Przestań udawać. Bądź sobą.

Zaśmiała się ciut za nerwowo i dalej dobrze wystudiowanym tonem próbowała zbyć jego uwagę.

- Przecież jestem sobą Hokage-sama.

- Nie. Nie jesteś. Udajesz siebie ale to nie jesteś Ty.

Prowokował ją a ona niestety lubiła takie zaczepki. Nie wiedziała czy to poncz czy może miało to związek z jego przenikliwym spojrzeniem ale zdjęła maskę "Pani Ordynator" i uśmiechnęła się szczerze po raz pierwszy odkąd przyszła na tą imprezę i ośmieliła się pokazać swoją prawdziwą twarz.

- Czy teraz jestem sobą?

Obrócił ją delikatnie i przyciągnął do siebie. Prowadził zaiste doskonale.

- Mmm.. Teraz to moja Sakura.. Wyglądasz dziś pięknie.

Po jej plecach przeszły ciarki a nogi niemal się ugięły. Czy on właśnie powiedział to co powiedział? "Moja".. Chodziło mu pewnie, że "moja była uczennica Sakura" a jej mózg zamienił się w galaretę i odczytuje wszystko pod siebie. Stanęła jak wryta a on patrzył na nią przenikliwie czekając na jej dalszy krok. Gdyby.. to nic nie znaczyło.. nie patrzył by tak.. Z takim błyskiem.. Napięcie między nimi było namacalne. On stał i całkowicie poważnie patrzył głęboko w jej oczy a ona desperacjo próbowała połączyć z powrotem swój mózg z językiem i coś powiedzieć. Stali tak zamarli w tańcu i kiedy już myślała, że ta cisza ich wykończy z letargu wyrwał ją wesoły krzyk.

- JEMIOŁA!!!

Tuż obok nich zmaterializował się porządnie już wypity Naruto. Jak na komendę oboje poderwali głowy do góry. Faktycznie tańczyli idealnie pod krzakiem jemioły. Naruto najwyraźniej od dłuższego czasu czekał na ten moment.

- Noo.. Kakaaaashi-sensei ja.. hik! chętnie wyyyręszcze sensei!

Pijany Naruto zaczął się bezczelnie do niej dobierać. Normalnie poradziłaby sobie z kretynem ale w towarzystwie Kakashiego i w obliczu tego co się przed chwilą działo straciła kompletnie władzę nad ciałem.

Spojrzała błagalnie na swojego byłego sensei a obecnie (nie ma się co oszukiwać) obiektu jej westchnień i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki światła w całym gabinecie pogasły. W pierwszej chwili pomyślała, że ktoś ich zaatakował, jednak gdy poczuła, że ktoś ujmuje jej głowę zrozumiała, że to raczej nie przypadek.

Nim zdążyła zarejestrować poczuła ciepłe usta dotykające subtelnie jej warg. Niesamowity prąd przyjemności przebiegł przez jej ciało. Odpowiedziała na pocałunek z całą mocą pogłębiając go i wplatając swoje palce we włosy, które (była tego pewna) znała bardzo dobrze. Pocałunek był namiętny i czuły zarazem. Nigdy nikt jej nie całował z taką pasją, a do jej nie docierało to czego była aktualnie uczestnikiem. Czy to mogła być prawda? Czy naprawdę całowała Jego? Jedno było pewne. Nigdy nikt nie podniecił jej do tego stopnia jednym pocałunkiem.
Skończyło się równie niespodziewanie jak się zaczęło, i gdy już miała z powrotem przyciągnąć do siebie te cudowne usta światło zalało pomieszczenie. W oślepiającym blasku zauważyła jak hokage zakłada z powrotem maskę uśmiechając się do niej i pochyla się do nieprzytomnego Naruto.

- Nic mu nie będzie. To tylko alkohol i dobra zabawa! - wyjaśnił gapiom, którzy zaczynali się interesować leżącym na ziemi blondynem. Pewnie by w to uwierzył tak jak oni gdyby nie zauważyła ostatnich iskier raikiri błądzących po palcach szarowłosego.

- Zaniosę go tam gdzie spokojnie dojdzie do siebie - wyjaśnił okolicznym lekarzom zbiegającym się do pomocy. Zerknął wymownie na jemiołę nad jej głową i przechodząc obok szepnął tak, żeby tylko ona usłyszała:

- Okazja czyni złodzieja

Puścił jej oko i zniknął niosąc nieprzytomnego blondyna. Stała tam niepewna tego co właśnie się stało. Musiała wyglądać dość osobliwie stojąc jak ryta z wybałuszonymi oczami i półotwartymi opuchniętymi ustami. Miała ochotę zemdleć, uciec, roześmiać się i jeszcze raz zemdleć. Nim się zorientowała zaczęła się śmiać. Chyba właśnie została okradziona, jednak wcale nie czuła się z tego powodu źle. Wręcz przeciwnie. Dawno nie była tak szczęśliwa w święta.



Nie znalazłam obrazka, który by obrazował naszą historię ale mikołajkowi bohaterowie wpisują się w klimat? ;) 





Rozdział XX - Czas

Następny rozdział! Ta-dam! Jubileuszowy bo nr 20 iii.. niespodzianka! Jeśli jej nie wyłapiecie to na końcu rozdziału napiszę co jest szokensem tegoż Parta ;D
Pytanko do Was: jest coś co powinnam poprawić od strony edytorskiej i graficznej? Jak Wam się czyta tekst? Powinnam go justować czy zostawić? dodać przerwy między wersami? Zwiększyć czcionkę? Coś w kolorystyce? Walcie śmiało, z mojej perspektywy nie widzę takich rzeczy ;) 

P.s. No i oczywiście piszcie co myślicie o akcji! ;P Mam nadzieję, że nie rozwlekam za bardzo?


Każdy oddech zdawał się jej nieludzkim wysiłkiem. Czuła jak pot spływający po twarzy i szyi łączy się ze stróżkami posoki spływającymi z ran mężczyzny, który coraz słabiej trzymał się na jej plecach. Panika powoli zaczynała przejmować nad nią kontrolę. Zaraz dopadnie ją straż i cały wysiłek ich ucieczki pójdzie na marne. Może gdyby nie wróciła się po tego człowieka miałaby większe szanse? Teraz było już na takie gdybanie za późno. Pościg znajdował się kilkanaście metrów za nią i z każdą chwilą coraz bardziej się zbliżał. Kluczyła zatłoczonymi uliczkami jak mogła, jednak wiedziała że to na nic. Wyczerpana, z dodatkowym obładowaniem nie była w stanie dalej biec. Instynkt ludzki działa bardzo prosto. W sytuacji zagrożenia człowiek albo decyduje się na ucieczkę albo walkę. Za pasem wciąż miała schowany kawałek ostrej blachy i wiedziała, że jest to jej ostatnia deska ratunku. Wybrała ślepy zaułek pomiędzy dwoma budynkami. Dobiegła do końca, położyła torby i delikatnie zsunęła szarowłosego na ziemię. Był na wpół przytomny i mocno krwawił. Odwróciła się w kierunku ulicy szykując się do walki. Zerknęła na nieznanego mężczyznę przez ramię i nagle uderzyła ją myśl, że musi go obronić. Choćby za cenę życia. Nie wiedziała skąd to uczucie ale czuła, że tego właśnie pragnie. Jeśli ma walczyć to nie tylko za swoją wolność ale i wolność tego człowieka. Wzięła głęboki oddech i już chciała przybrać pozycję obronną gdy nagle spomiędzy desek opartych o zniszczoną ścianę wyłoniły się malutkie rączki i wciągnęły mężczyznę za stos drewna. Dziewczyna krzyknęła w przerażeniu i rzuciła się by złapać nogawkę mężczyzny. Już chciała zacząć się szarpać gdy zerknęła za deski i zobaczyła tunel wydrążony tuż pod murem domu, w którym zniknęły właśnie nogi szarowłosego. Tuż obok kucała umorusana blondwłosa dziewczynka. Spojrzała na nią niesamowicie niebieskimi oczami i pomachała ręką by za nią poszła. Intuicja podpowiadała jej, że może zaufać dziecku a jak dotąd jej przeczucie się nie myliło. Poza tym to było i tak lepsze niż starcie z hordą strażników. Różowowłosa wsunęła się do otworu zjeżdżając parę metrów po ubitym mule. Zerknęła w górę gdzie mała blondneczka wchodziła do tunelu zamykając za sobą wejście. Wokół nich nastała ciemność.

- Kim..?

- Ciii... - uciszyło ją kilkanaście głosów. Czyli nie były same.

Sekundy ciągnęły się w nieskończoność a ciszę przerywały jedynie ciężkie oddechy dwójki zbiegów. Nie wiedziała ile czasu już upłynęło ale nagle blask rozpalanego ognia oślepił ją. To dziewczynka podpaliła pochodnię i wskazała na tunel. Różowowłosa skinęła głową i chciała wziąć szarowłosego jednak okazało się, że został już zapakowany na prowizoryczne nosze przez kilkanaście innych dziewczynek. Ich torby też zostały już wzięte. Pozostało iść. Ruszyła za przywódczyniom tej dziwnej bandy dziękując wszystkim bogom za ocalenie. Zadrżała myśląc o tym, że już niemal szykowała się na śmierć.

- Kim jesteście?

Zrównała się z dziewczynką a ta zerknęła na nią czujnym spojrzeniem

- Nic nie pamiętasz prawda?

Dziewczyna pokiwała głową. Czuła, że zna skądś te wszystkie dzieciaki.

- Musieli Ci podać swoją miksturę. Nie martw się jej działanie mija w ciągu 24 godzin. Coś mi się wydaje że chyba nie jesteście zwykłymi podróżnymi.

Tunel zaczął się zwężać i obniżać. Różowowłosa musiała się schylić, żeby nie uderzyć w sufit.

- My.. Jesteśmy dziećmi. Wykorzystywanymi przez dorosłych.

Po bliższym przyjrzeniu się faktycznie zauważyła nieprzyzwoicie wyglądające części garderoby młodych dziewczynek. Gdzie mogła je spotkać?

- Opowiedz mi co o nas wiesz. Może dzięki temu sobie coś przypomnę.

- Jak dotrzemy. Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni. Te tunele zostały wydrążone dawno temu przez Ruch Oporu który kiedyś działał przeciw mafii dowodzącej w mieście. Zostali wybici lub przekupieni i porzucili to miejsce. Teraz służy nam ale nie jest tu w 100 % bezpiecznie.

Kiwnęła głową bardziej do siebie niż do dziewczynki. Im dłużej szła tym bardziej czuła opuszczające ją siły. Adrenalina opadła i całe ciało zaczynało ją niemiłosiernie boleć i drżeć. Wysiłek ucieczki i osłabienie wielodniowym więzieniem sprawiło, że czuła się jak staruszka. Każdy krok był nieludzki. Zmęczenie coraz mocniej dawało się jej we znaki. Czy ten tunel nie miał końca?

Widziała jak dziewczynki przyglądają im się i szepczą między sobą gorączkowo. Pieprzona dziura w głowie. Gdy już myślała, że nie da rady iść dłużej, na końcu tunelu pojawiło się światło. Zbliżało się coraz bardziej i bardziej aż pochłonęło ich całe. Wyszły na powierzchnię gdzie powietrze było zdecydowanie świeższe a przestrzeń większa. Rozglądnęła się po pomieszczeniu którego kompletnie nie rozpoznawała. Wielki hangar zapewne nie był używany od kilkunastu lat. wypełniony śmieciami stanowił idealną kryjówkę.

Położyli nieprzytomnego mężczyznę na ziemi a blondwłosa dziewczynka usiadła obok.

- Leczysz.

- Słucham?

- Leczysz ludzi. Nas wyleczyłaś. Jesteś medic ninja. Domyśliłyśmy się.

- Ja.. przepraszam.. nie pamiętam.

Dziewczynka skinęła głową i podała jej rękę.

- Jestem Hiro - dziewczynka z zachwytem pogłaskała jej włosy

- Gdy Cię poznałam miałaś takie włosy jak ja. I inne oczy. On też wyglądał inaczej.

Wskazała na szarowłosego. Obie spojrzały na niego zmartwionym wzrokiem.

- Musisz go uleczyć. Nie wygląda dobrze.

Miała ochotę płakać.. Jak ma to zrobić gdy nic nie pamięta? Uklękła przy nim i odgarnęła pozlepiane włosy z jego twarzy. Poobijanej, posiniaczonej, zakrwawionej twarzy. Ciężko było stwierdzić, czy oczy ma zamknięte czy otwarte - tak bardzo zapuchnięte były. Nabrzmiałe usta ukazywały powybijane zęby. Z niezliczonej ilości ran wciąż sączyła się krew przez co lekki zarost przybrał czerwony kolor a jego czoło było ściągnięte. Reszta jego ciała nie wyglądała lepiej. Oddychał nierówno i z wysiłkiem. Cierpiał. A ona nie umiała mu pomóc.

- Do cholery!

Zagryzła zęby i samotna łza spłynęła po policzku. Nie pamiętała nic. Czy to wróg czy przyjaciel? Czy faktycznie ją wydał czy może krył? Podróżowali razem ale czy to oznaczało, że byli przyjaciółmi? Czy to ktoś ważny?

- Musisz sama odpowiedzieć. On nie ma za dużo czasu.

Zdała sobie sprawę, że ostatnie zdanie wypowiedziała na głos. Przyłożyła dłoń do jego twarzy i zamknęła oczy. Musi się skupić. Musi znaleźć odpowiedzi. Siedziała tak i próbowała przedrzeć się przez mgłę otaczającą jej umysł. Cholera skup się! Skup się na nim!
Nagle przed jej oczami mignęła jego twarz. Oświetlona była delikatnym blaskiem ognia. Zamaskowana. Poraziła ją ta wizja. A może przeszłość? Wyglądał.. niesamowicie. Jego oczy iskrzyły się patrząc wprost na nią. Pełne bólu i takiego cierpienia, że nawet teraz poczuła ochotę by go przygarnąć do siebie. Poczuła ciepło rozchodzące się w sercu.
Otworzyła oczy. Czuła, że ten mężczyzna jest jej bardzo bliski. Tylko czy on też tak sądził?  Czy jej nie zdradził tak jak mówiły jego słowa, które przypomniała sobie jeszcze w więzieniu? Tego nie wiedziała. Musiała zaufać swojemu sercu. Tylko co z tego, że chciała mu pomóc skoro nie miała pojęcia jak? Jego czas uciekał.


Tak to chyba było na początku pobytu w celi 16 ;]



Się mi tu Sakutra wbiła ale Kakashi tu jest idealny ^^



Szkones: Sakura nieświadomie po raz pierwszy zobaczyła twarz Hatake ;> Co prawda obitą na kwaśne jabłko ale jednak ;D 



niedziela, 16 grudnia 2018

Wyniki konkursu!

Tadam! Wstawiam Wam zwycięski one shot! Ale chwila.. co jest.. Jak to dwa? No dwa! Mała niespodzianka! Mamy dwóch zwycięzców ;)

No ale szczegóły w shotach!

Mała prośba: Jeśli możenie to skomentujcie oba :)

P.s. Dwa one shoty zjadły mnie na tyle, że nie dam rady dziś dodać kolejnego rozdziału ale pracuję nad nim i spodziewajcie się albowiem nie znacie dnia ani godziny ;D

One shot konkursowy - Wiosna

Kochani moi! Wyniki konkursu! (w końcu!) 

Ciężko było wybrać, bo wszystkie nadesłane arty były warte wynagrodzenia, jednak wybrałam ten który najbardziej natchnął mnie do napisania do niego historii ;) Od dawna chodziło mi po głowie napisanie czegoś takiego i mam nadzieję, że oddałam klimat ^^

Shot dedykowany Persefonie - która zawsze jest w gotowości do komentowania ;D 

P.s. To też jest jeden z moich ulubionych artów ^^


Pierwsze promienie słońca sączyły się przez delikatnie powiewające zasłony oświetlając nieśmiało wnętrze malutkiej przytulnej kuchni. Kolejny wiosenny dzień rozpoczynał się skomplikowanym tańcem światła rozhulanym na kuchennych sprzętach tworząc niesamowite widowisko dla oczu.
Wydawać by się mogło, że to fascynujące przedstawienie odbędzie się bez widzów. Jednak tam gdzie światło nie zdążyło się jeszcze rozgościć ktoś siedział i w milczeniu chłonął kolejny rozpoczynający się dzień. Gdzieś tuż obok pojawił się narastający dźwięk. Jednostajne, coraz głośniejsze szumienie oznaczało, że woda w srebrnym czajniczku stojącym na piecu niedługo osiągnie wrzenie. W miarę jak słońce coraz śmielej wkraczało do pomieszczenia, a dźwięk gotującej się wody wypełniał każdy zakamarek, postać siedząca przy stole stawała się wyraźniejsza. Wysoki szarowłosy mężczyzna siedział w absolutnej ciszy i oparłszy się o stół obserwował delikatnie kołyszące się gałęzie drzewa rosnącego tuż za oknem. Coraz więcej różowych delikatnych pąków pojawiało się wśród zielonych listków.
Bardzo lubił tę porę roku. wszystko wokół budziło się do życia, oddalając smutki szarej zimy. Kolejne zielone listki przeganiały złe myśli kotłujące się uparcie w głowie. Każdy kolejny pąk razem ze swoim otwarciem otwierał nowe możliwości, które szykuje życie.
Zima kojarzyła mu się źle. Ze smutkiem, samotnością, śmiercią. Wiosna była ratunkiem. Wiosna oznaczała życie i nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro.
Gdy dźwięk czajnika coraz głośniej dawał o sobie znać szarowłosy mężczyzna wstał i bez słowa podszedł do kredensu. Zerknął jeszcze raz w okno obserwując jak czarno-szary ptak przysiadł z zaciekawieniem na gałęzi kwitnącej wiśni. Od pewnego czasu był mieszkańcem owego drzewa wijąc sobie gniazdo wysoko w jego koronie. Mężczyzna oderwał się na chwilę od przeszukiwania szafek by podejść do okna i nasypać na miseczkę trochę ziaren. Ptaszek zerknął na niego nieufnie i podleciał na parapet dopiero gdy szarowłosy wrócił do kredensu i wyciągnął z szafki dwie filiżanki i czajniczek do którego nasypał specjalnej mieszanki kawy. Gdy gwizdek rozdarł pomieszczenie pozwolił mu przez chwilę zakłócać ciszę mieszkania po czym podniósł ostrożnie czajnik i rozkoszował się dźwiękiem zalewanej kawy. Od zawsze uważał, że ten dźwięk ma w sobie coś niesamowitego, jakby był nieprzyzwoitą zapowiedzią czekającej przyjemności. Z sąsiedniej lodówki wyciągnął karton mleka i upijając parę łyków dolał do obowiązkowego porannego napoju konieczną ingrediencję. Sięgnął po łyżeczkę ponownie zerkając na ptaszka za oknem, który ostrożnie skubał ziarenka nie odrywając wzroku od mężczyzny.
Zamieszał energicznie i położył czajniczek na tacy tuż obok filiżanek. Najciszej jak potrafił podniósł tacę i powoli otworzył drzwi balkonowe uważając by nie wydać najmniejszego dźwięku. Położył poranną kawę na tarasie i przeciągnął cichutko mrucząc. Lubił takie poranki. Podszedł parę kroków wgłąb ogrodu i wciągnął głęboko rześkie powietrze. Zima na dobre opuściła wioskę ustępując miejsca wiosennemu słońcu. Wszechogarniająca eksplozja zieleni napawała nadzieją na życie. Zamknął oczy i pozwolił słońcu pieścić swoją okutą w maskę twarz swymi ciepłymi promieniami. Śpiew ptaków uspokoił jego umysł na tyle, że nie usłyszał kiedy przyszła. Poczuł jak oplata go ramionami stojąc za nim. Bez słów. Nie były potrzebne. Ona również łapała tą chwilę szczęścia wtulając się w jego plecy i ciesząc się wiosną. Odwrócił się delikatnie i również ją przytulił składając delikatny pocałunek na czubku jej różowych włosów. Podniosła głowę i wspięła się na palce kradnąc szybki pocałunek na dzień dobry.

- Chodź. Kawa wystygnie

Pociągnęła go z powrotem na taras i rozsiedli się tak jak lubili najbardziej. Mężczyzna usiadł oparty o ścianę a kobieta wtuliła się w niego plecami dając się objąć. Nalali sobie parującego napoju i kosztowali w ciszy obserwując budzący się dookoła świat. Oboje cenili te nieliczne momenty spokoju kiedy mogli się nacieszyć sobą. Delikatny dotyk jego dłoni błądzących po jej ciele mówił jej wszystko, czego nie były w stanie wypowiedzieć usta. Bliskość, czułość, oddanie, miłość. To była ich chwila. Gdy słońce wzeszło już całkiem poza horyzont a ich filiżanki były niemal puste, ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Odwrócili głowy obserwując jak malutki szarowłosy chłopczyk w piżamie i z misiem w jednej ręce i jaśkiem w drugiej przekracza próg niemal przez niego przepadając.Nic dziwnego skoro jego zielone oczka niemal nic nie widziały przez malutką szparę w powiekach. Na potwierdzenie swojego zaspania ziewnął potężnie i potarł malutką piąstką oczy.

- Mamusiu.. Tatusiu.. Cemu tak wceśnie wstaliście? Idziecie na misje?

- Nie kochanie, chcieliśmy wypić kawę na tarasie. A Ty czemu nie śpisz Sakumo? - różowowłosa kobieta przygarnęła do siebie 3-letniego chłopczyka i wtuliła się w jego niemal białe włosy.

- Nie było was w łósku..

Kobieta przytuliła go jeszcze mocniej i obcałowała jego malutką zaspaną buźkę.

- Mogę tu sobie... aaah..  jesce sie połozyć? - wyszeptał na wpół śpiąc w objęciach mamy. Kiwnęła głową i sięgnęła po czajnik żeby nalać sobie jeszcze kawy. Chłopczyk w tym czasie położył się na ich nogach i niemal natychmiast zaczął pochrapywać.

Tuż obok nich przeleciały dwa czarno-szare ptaszki ćwierkając wesoło i tworząc niesamowite akrobacje w powietrzu. Więc i mieszkaniec wiśni odnalazł swoje małe szczęście.
Szarowłosy mężczyzna omiótł swoją rodzinę spojrzeniem i poczuł ciepło rozchodzące się w okolicy serca. Jego zima również się skończyła. A patrząc w dwie pary zielonych oczu czuł całym sercem, że w jego życiu na dobre zagościła wiosna.


Mam nadzieję, że wyszedł dobrze ;) 
P.s. Też lubicie ten dźwięk zalewanej kawy? ;D 



One shot konkursowy - Sakura-sensei

Nigdy nie wygrałam w swoim życiu żadnego konkursu. Dlatego wiem, jak bardzo to wnerwia. Co to ma do rzeczy? A to, że w moim konkursie nie ma przegranych! 

Shot dedykowany wiernej fance Poison! ;)

P.s. Też kocham ten komiks^^  



Szedł uliczkami Konohy w dość ponurym nastroju. Właściwie był całkiem podenerwowany. Tak w zasadzie był strasznie wściekły. Szykował się do tej misji kilka tygodni. Może i skończył Akademię zaledwie kilka miesięcy temu ale to nie oznaczało ze ma zostać na tamtym poziomie! Chciał pokazać że się rozwija. Chciał zademonstrować swoją nową technikę nad którą pracował. Ale dziś rano przyszedł list z wiadomością, że jego misja została odwołana. Nie wiedział co ze sobą zrobić więc ubrał się i wyszedł na spacer po wiosce.

W domu i tak zawsze był sam. Od śmierci ojca. Pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj. Starał się o tym nie myśleć. Jednak lubił wspominać pewien dzień po. Siedział w tedy w domu i od jakiegoś czasu nie odpowiadał na wezwania. Nie spodziewał się żadnych odwiedzin dlatego zdziwił się słysząc pukanie do drzwi. Nie zamierzał się z nikim widzieć i przeważnie ludzie to szanowali. Sądził, że niechciany intruz sobie pójdzie jeśli wystarczająco długo nie będzie odpowiadał. I gdy już myślał, że tajemniczy gość sobie poszedł, drzwi po prostu wypadły z zawiasów wyważone ukazując jego sensei. Sakura Haruno nigdy się nie patyczkowała i to w niej podziwiał najbardziej. Weszła w tedy do jego domu i zbeształa go od stóp do głów. Był to dla niego tak duży szok, że wstyd się przyznać ale się popłakał. No miał tylko 7 lat tak?! Miał prawo!
Zwłaszcza że wszyscy w wiosce współczuli mu i go pocieszali. Nienawidził tego ale nie spodziewał się że Sakura-sensei będzie miała takie jaja i tak mu dowoła. Stał jak ten ciołek na środku pokoju i walczył ze łzami a gdy już popłynęły odwrócił się żeby nie widziała. Umilkła i sądził że znów go zbeszta za to że jest taki miękki ale ona zrobiła coś innego. Odwróciła go, wzięła jego twarz w dłonie i zmusiła żeby taki zasmarkany spojrzał na nią. Uśmiechała się z taką czułością, że na chwilę przestał szlochać wpatrzony w nią jak w obraz. Przyciągnęła go do siebie i przytuliła a on rozpłakał się na dobre. Nikt go tak nie przytulał. Mama umarła jak był mały a tata raczej nie okazywał w ten sposób uczuć. Dlatego też nie spodziewał się, że zwykłe przytulenie przyniesie mu taką ulgę.

Ten dzień zapieczętował ich więź a on obiecał sobie, że nigdy jej nie zawiedzie. Może i był jeszcze dzieckiem, ale sensei traktował jak partnera i niedościgniony wzór. Urosła już do miana legendy a on postanowił, że też taki będzie. Dlatego trenował więcej niż ktokolwiek inny, żeby jej zaimponować. Gdy go chwaliła czuł dumę. Każdy udany trening sprawiał, że jego dzień stawał się lepszy. Nikt tak jak ona nie potrafił go zmotywować. Była jednocześnie surowa i czuła. Gdy tylko groziło jej niebezpieczeństwo rzucał się do obrony nie zważając na nic. Lubił w tedy słuchać jej narzekania, że jest bezmyślny i pakuje się w kłopoty podczas gdy ona opatrywała jego rany. To były chwile bliskości między partnerami, które były dla niego bezcenne. I choć wiedział, że jest dla niej tylko dzieciakiem, starał się zmienić to postrzeganie. Chciał jej uznania i poważnego traktowania. Pragnął być dla niej tak ważny jak ona dla niego.

Przemierzał uliczki Konohy rozmyślając o ich ostatniej misji gdy uparła się by spali razem w jednym namiocie dla bezpieczeństwa. Był tak przejęty że nie zmrużył oka przez co na drugi dzień zarobił kilka zbędnych ran. Oczywiście nie przejął się tym, bo wiedział, że sensei go opatrzy a on bardzo lubił jej dotyk. Rozmarzł się na chwile pozwalając by uśmiech zagościł na jego ustach okutych maską. Dzień wydawał mu się taki piękny. Miał nawet wrażenie, że słyszy głos Sakury-sensei. Chwila.. Naprawdę go słyszał! Jej dźwięczny śmiech rozpoznałby wszędzie! Rozglądał się dookoła mając nadzieję, że ją zlokalizuje. I faktycznie. Kilka metrów od niego było Ichiraku Ramen. Doskonale słyszał jak z kimś rozmawia wciąż się śmiejąc. Pierwsza mroczna strzała przeszyła jego serce. Dlaczego jej tak wesoło? I w tedy usłyszał drugi głos i w tym momencie cały dobry humor ulotnił się jakby był złudzeniem. Naruto-sensei.
W jednej chwili słońce zaszło a wszystko wokół zaczęło go irytować. Podszedł do knajpy i bezceremonialnie wszedł. Rozmawiała z tym głupkiem jakby naprawdę dobrze się bawiła! Wiedział, że byli kiedyś w jednej drużynie ale obecnie ich drogi się rozeszły. Tak przynajmniej myślał. Bardzo nie podobał mu się maślany wzrok blond-idioty i uśmiechy posyłane do niczego nieświadomej sensei. W końcu go zauważyli. Bezczelny kretyn nawet się nie zmieszał!

- Kakashi - kun! Dobrze Cię widzieć! Przysiądziesz się? - Sakura-sensei jak zawsze była miła.

Nim zdążył odpowiedzieć bezczelny Uzumaki zmierzył go pogardliwym spojrzeniem i klepnął Sakurę-sensei w udo czym natychmiastowo doprowadził go do furii.

- No co Ty Sakurka, za młody jest na nasze tematy.

A sądził, że bardziej się nie wścieknie. Niemal dygotał ze złości.

- Bardzo.chętnie.się.przysiądę.Sakura-sensei. - wydukał bez cienia radości.

Złapał krzesło i bezceremonialnie wbił się pomiędzy dwójkę starych znajomych. Sakura-sensei od razu podjęła z nim dyskusję o ich odwołanej misji a on z zadowoleniem zauważył zezłoszczony wzrok Uzumakiego. I dobrze! Nie będzie mu zboczeniec napastował jego sensei!
Dzień znów zaczynał wydawać mu się piękny.



Mam nadzieję, że oddałam wiarygodnie dziecięce postrzeganie świata i zauroczenie młodego Kakashiego swoją sensei ^^ Ohaio!




środa, 12 grudnia 2018

One shot - Zawsze do mnie wracasz

Koteczki moje.. Przez problemy, które ostatnio miałam totalnie odebrało mi wenę.. do teraz! Dziś weszłam na bloga po dłuuugim czasie i nawet nie wiecie jak mnie wzruszyły Wasze komentarze :) Jesteście kochani i mam nadzieję, że po tak długiej przerwie ktoś tu jeszcze zaglądnie kurcze.. W każdym razie! Wrzucam pikantnego shocika i spodziewajcie się na weekend kumulacji - rozdziału i (w końcu!) shota konkursowego ;) 

Ok. OSTRZEŻENIE: Trochę + 18 xD
Polecam do tego art dodany poniżej i piosenkę Kush Kush - Sweet & Bitter ;>



Dochodziła północ. Szarowłosy mężczyzna siedział przy kuchennym stole i czytał swoją ulubioną książkę popijając whisky z lodem. Rozkoszował się jednym z nielicznych momentów, kiedy mógł spokojnie się napić. I zdawać by się mogło, że nic nie zmąci spokoju panującego w mieszkaniu gdyby nie cichutkie pukanie, które doszło do uszu jounina. Szklanka z whisky zatrzymała się w pół drogi do ust a czarne czujne oczy zerknęły na drzwi wejściowe. Nasłuchiwał. Ponowne pukanie utwierdziło go w przekonaniu co do tożsamości gościa. To był ich znak. Wstał i upewniwszy się, że okna są zasłonięte otworzył drzwi za którymi stała ona. Nie zdziwił go jej widok. Wiedział że wróci. Ona jednak sprawiała wrażenie jakby nie do końca wiedziała co tam robi. Różowe przydługawe włosy rozwiane biegiem, zielone roziskrzone oczy i uroczo rumiane policzki. Ten widok był jednym z takich, które sprawiały że mięknął. Rozczulała go i pociągała jak nikt inny. Chyba jednak za dużo wypił tego wieczoru.

- Mogę.. wejść?

Spytała niepewnie a on bez słowa zrobił jej miejsce aby weszła. Przymknął drzwi a ona stanęła zaledwie dwa kroki od niego wciąż niepewna tego co robi.

- Przepraszam.. Ja..  Nie mogłam tam dłużej wytrzymać. Wiem że nie powinnam..

Oboje wiedzieli o co chodzi. Nie potrzebował większej zachęty, a alkohol sprawił, że nie analizował tego co robi. Dopadł ją w dwóch krokach i przyciągnął do siebie łapczywie wbijając się w jej zziębnięte usta. Odpowiedziała mu z żarliwością wplatając swoje drobne palce w burzę jego szarych włosów. Ich pocałunki zawsze takie były. Pełne pasji, namiętności i pożądania jakiego nie dawał jej mąż. Nim zdążyła choćby jęknąć jego chciwe ręce zaczęły błądzić po jej ciele badając każdą krągłość. Dla niego była doskonała. Ich języki walczyły o dominację a oddechy zgrały się w równy rytm. Dotykali się i pieścili tak, jakby to był ich pierwszy raz. A nie był. Uderzył plecami o ścianę przyparty ciężarem jej ciała. Błądziła ustami po jego szyi jedną ręką gładząc kark a drugą pieszcząc tors. Sprawiała wrażenie, jakby był w tej chwili wszystkim czego potrzebowała. I prawdopodobnie tak było. Od początku ich romansu on wiedział, że to będzie tylko seks. Ona była zaniedbana przez męża a on dawał jej to czego oczekiwała. Uwagę, przyjemność i bezpieczeństwo choćby przez te krótkie momenty kiedy ich ciała łączyły się w szalonym rytmie. Co z tego, że dla niego od dawna to było coś więcej? Dawał to czego potrzebowała a sam upajał się tymi chwilami kiedy nie była Uchihy. W tedy była tylko jego. Przeturlali się po ścianie tak, że teraz ona była atakowana przez niego. Teraz jego dłonie błądziły po jej ciele odsłaniając kawałek po kawałku. Chciał ją poczuć. Chciał ją zapamiętać. Pragnął jej jak niczego innego. Pochylił się i złapał ją unosząc delikatnie tak by mogła opleść go nogami. O tak.. Czuł ją całym sobą.

- Kakashi.. To.. ostatni raz.. - wyjęczała czując jak rozpina swój zamek i sięga do zapięcia jej spodni
Spojrzał w jej przymknięte zamglone podnieceniem zielone oczy i wszedł w nią gwałtownym ruchem. Wygięła się w łuk i wbiła paznokcie w jego kark. Uwielbiał ten moment.

- Mówisz tak za każdym razem.. - wymruczał jej do ucha podczas gdy ona żyła już tylko ruchem ich ciał.

- ..lecz zawsze do mnie wracasz Sakura..





Może krótkie ale chyba .. konkretne? I nikt nie ginie! Doceńcie! ;D

Arcik inspiracja ^^



piątek, 9 listopada 2018

Rozdział XIX - Walka o wolność

Tadam! Kolejny rozdział "Podwójnego" przed Wami ;) Jest trochę dłuższy ale rozwiązuje parę tajemnic - mam nadzieję że Wam się spodoba ^^

p.s. Wybaczcie, że kończę w takich momentach ale ja po prostu kocham trzymać w napięciu ;D
p.p.s Konkursowy one shot w ten weekend! ;) 


Im dłużej się skupiała, tym więcej szczegółów przypominała sobie ze swojego pobytu w celi 152. Co prawda luki w pamięci były wciąż spore tak jakby większość pobytu przespała. Mgliście pamiętała, że żołnierz który ją zaczepiał dzisiejszego poranka przewijał się co jakiś czas za kratami celi przyglądając jej się z głodem w oczach. Pamiętała również czarnowłosego mężczyznę odwiedzającego ją dość często i przynoszącego jej jedzenie. Powoli docierało do niej jaki związek ma spożywanie czegokolwiek w tym miejscu a jej pustka w głowie. Wciąż nie pamiętała nic więcej ponad parę dni wstecz jednak wiedziała, że jest coś ważnego. Coś co wciąż jej umykało. Czuła niepokój. Miała wrażenie, że powinna o czymś ważnym pamiętać lecz nie mogła przypomnieć sobie o czym.
Informacje, które nieświadomie podsunęli jej dzisiejsi goście okazały się bardzo przydatne.
Była na jakiejś misji. Nie była na niej sama. Obecnie była więźniem.
Wiedziała, że musi się stamtąd wydostać. Czuła, że jest w niebezpieczeństwie. Czegokolwiek chcieli od niej ci ludzie skończyła się im cierpliwość.

Zadał zmierzch. W miarę jak robiło się ciemniej, dziewczyna coraz bardziej się denerwowała. Wiedziała, ze strażnik przyjdzie. Przynajmniej taką miała nadzieję. To była jej jedyna szansa. Może i miała amnezję ale czuła w sobie coś co popychało ją do ucieczki. Wiedziała co musi zrobić, choć nie do końca wiedziała jeszcze jak.
Leżała z zamkniętymi oczami nasłuchując uważnie. Dzięki temu usłyszała kroki o wiele wcześniej. Próbowała w głowie ułożyć sobie mapę. Kroki zawsze nadchodziły z prawej strony. Najpierw usłyszała szybsze uderzenia tak jakby ktoś schodził po schodach. Następnie powolne kroki, które rozbrzmiewały coraz głośniej przyprawiając ją o dreszcze. Wiedziała, że to on. Strażnik. Przyszedł tak jak zapowiedział. A ona miała nadzieję, że zdąży zadziałać zanim on dokończy to co zaczął rano. Tak jak podejrzewała kroki urwały się tuż przed jej celą. Usłyszała złośliwy pełen zadowolenia chichot a następnie szczęk zamka. Przełknęła ślinę mając nadzieję, że "gość" nie zauważył drżenia jej ciała. Podszedł powolnym krokiem i kopnął ją niespodziewanie w brzuch. Mimowolnie skuliła się i jęknęła. Nie spodziewała się tego.

- Nie śpij kotku. Bo Cię ominie najlepsze

Otwarła oczy i zobaczyła, że stoi nad nią przebiegając po jej ciele lubieżnym wzrokiem.

- Coś Ci rano obiecałem..

Powoli i z pewnością siebie nie odrywając od niej głodnych oczu, mężczyzna sięgnął do paska od spodni. Serce w jej piersiach zadudniło rozpoczynając szaleńczy bieg. Ogarnął ją strach. Co ona sobie myślała? Wielki, silny facet a ona chciała sobie z nim poradzić sama? Osłabiona i bez pamięci?
Mimowolnie do oczu zaczynały spływać jej łzy. Oddychała coraz szybciej obserwując jak strażnik  rozpina spodnie ze wstrętnym uśmiechem na twarzy. Już miała zamiar zacząć krzyczeć gdy nagle jak błysk flesza powróciło do niej wspomnienie. Ten wzrok. Czarne oczy patrzące na nią pożądliwie. Dokładnie ta sama sytuacja tyle że rozgrywająca się w jakimś pokoju. Młody chłopak stojący nad nią i rozpinający pasek od spodni. Wspomnienie pojawiło się i znikło lecz w niej pozostało uczucie. W tedy była bezbronna. Teraz nie jest. Musiała działać.

- Jeśli mnie tkniesz stracisz życie.

Groźba wypowiedziana zdecydowanym głosem na chwilę rozstroiła strażnika po czym wybuchnął śmiechem jakby usłyszał naprawdę dobry żart.

- Zabawna jesteś..

Pochylił się, złapał ją za skraj spodni i już zamierzał je zedrzeć gdy poderwała się i przystawiła mu do gardła ostrą jak brzytwa blachę. Blaszana miska okazała się dla niej dość miękka żeby ją rozerwać i uzyskać całkiem ostrą broń.
Wyraz zaskoczenia w jego oczach był wart ran, które powstały wewnątrz jej dłoni pociętej ostrą krawędzią. Podniósł ręce do góry a ona przyciskając ostrze do szyi utoczyła pierwsze krople krwi.

- Nie wygłupiaj się i to odłóż. I tak stąd nie wyjdziesz.

Obrót zdarzeń nie do końca dotarł do strażnika.

- Pod ścianę. -zarządziła twardym głosem.

Wstali powoli nie zmieniając dystansu między sobą. Mężczyzna posłusznie podszedł pod ścianę z wyrazem wściekłości wypisanym na twarzy. Zaczynał rozumieć co aktualnie się działo.

- Pożałujesz..

- Pieprz się.

Odwarknęła i wykonując wdzięczny obrót znokautowała mężczyznę. Będzie nieprzytomny parę ładnych godzin.
Popatrzyła na otwarte drzwi celi i po jej plecach przebiegł dreszcz podniecenia. Wolność była na wyciągnięcie ręki. Zerknęła ostatni raz na strażnika leżącego pod ścianą i skierowała się do wyjścia. Przekroczyła próg i otaksowała korytarz po swojej lewej i prawej stronie. Kilkanaście metrów w prawo i powinna się znaleźć na schodach ale co dalej? Zerknęła na pozostałe cele nad którymi wyryte były liczby. Nad jej własną widniało wyraziste 152. Cela po prawej miała numer 154 natomiast ta po lewej 153. Wiedziała że wyjście jest po prawej stronie. Stamtąd zawsze nadchodził strażnik. Jednak coś ciągnęło ją w lewo. Wgłąb więzienia. Co to było? Nie wiedziała. Czuła tylko, że musi tam iść. Że nie może wyjść zanim czegoś jeszcze nie zrobi. To było to coś co ciągle jej umykało. Pobiegła zatem najciszej jak mogła wgłąb korytarza zerkając przelotnie na numery. 145.. 120.. 96.. 57..
Zza niektórych krat widać było innych więźniów leżących bezwładnie w swoich celach. Chciałaby ich wszystkich oswobodzić jednak wiedziała że nie może. To wzbudziłoby alarm. Dlaczego zatem biegła wgłąb korytarza? Nagle mignął jej przed oczami numer 16 i nie wiedzieć dlaczego stanęła jak wryta. 16? Cela 16? Coś jej to mówiło.

-"Jej towarzysz też sprawia nam problemy. Może powinniśmy zadziałać na odwrót? Ją wziąć do celi 16 a jego do 152? Wiadomo, że ona byłaby bardziej podatna na działania prowadzone w tej celi..."

Ponowny przebłysk w jej głowie sprawił, że podeszła do krat. Towarzysz.. Nie mogła sobie przypomnieć nikogo kto jej towarzyszył a postać leżąca pod kamienną ścianą absolutnie nic jej nie przypominała. Szare włosy zabarwione czerwoną posoką, czarny dopasowany strój? Podjęła decyzję nim o tym pomyślała. Kopnęła w zamek sprawiając, że kraty stanęły przed nią otworem. Odgłos pękającej stali bynajmniej nie obudził śpiącego mężczyzny, podeszła zatem do niego i kucnęła ostrożnie dotykając jego ramienia. Spał tak mocno? Przez jej kark przeszedł dreszcz. A jeśli nie żyje?
Wstrzymała oddech i delikatnie odwróciła mężczyznę na plecy. Krzyknęła i momentalnie chwyciła się za usta. W oczach wezbrały się jej łzy. Nawet jeśli znała tego mężczyznę to w obecnym stanie na pewno by go nie poznała. Sino bordowa twarz nie przypominała jej nikogo kogo by znała. Obfite krwiaki, złamany nos i głębokie rany oszpecały mężczyznę. Popuchnięte oczy i wargi świadczyły o tym, że nie postępowano z nim zbyt delikatnie. Pochyliła się ostrożnie i wstrzymała oddech nasłuchując. Delikatny powiew owionął jej ucho uświadczając, że mimo swojego stanu mężczyzna żyje. Odetchnęła z ulgą i delikatnie potrząsnęła więźniem. Usłyszała ciche pełne bólu jęknięcie wydobywające się spomiędzy krwawiących warg.

"-A weźcie ją jak chcecie. Im szybciej się jej pozbędę tym lepiej. Jest jak kula u nogi. Byłem w trakcie pozbywania się jej osobiście gdy przerwały mi to jakieś bezczelne niekulturalne chuje."

Kolejny przebłysk pamięci mignął jej w głowie. Ten człowiek chciał się jej pozbyć? Wiedziała, że na pewno wypowiedział te słowa. Może to on ją tu wpakował? Może chciał żeby ją złapano? Co jeśli uwolni go tylko po to żeby dokończył to czego nie zrobił? O nie.. Walczyła o wolność. Nie mogła sobie pozwolić na błędy. W mgnieniu oka wstała pozostawiając mężczyznę samemu sobie. Bez podparcia osunął się po ścianie, przy której siedział i runął na ziemię nie mając siły by się utrzymać w pionie ani zamortyzować upadku. Kolejne westchnienie bólu dobiegło do jej uszu sprawiając, że zachwiała się robiąc kolejny krok. Biła się z myślami. Niepotrzebnie tu po niego przyszła. Cokolwiek zrobił, pewnie zasłużył sobie na taki los. Stała już w drzwiach gdy odwróciła się jeszcze przez ramię i zastygła. Drżąca dłoń unosiła się za nią. Zapewne nie widział jej przez zapuchnięte oczy lecz wyczuł kim jest. Połamane palce z powyrywanymi paznokciami drżały utrzymywane w powietrzu nieludzko długo. Nie mogła.. Nie mogła tak zostawić tego człowieka. Może i chciał się jej pozbyć lecz teraz walczył o życie. Walczył o wolność podobnie jak ona. Poza tym.. Czuła w sercu, że nie zrobiłby jej krzywdy. Czuła, że ten ktoś jest ważny. Dla niej. Podbiegła do niego i pomogła mu się podnieść. Nie ustałby na nogach więc uwiesiła sobie jego ramie na swoich barkach i spróbowała zrobić krok. Nie był w stanie iść.

- Cholera.. co robić.. - warknęła sama do siebie przyglądając się pół-przytomnemu mężczyźnie.

Miała tylko jedno wyjście. Nie będzie łatwo. Wzięła go na barana i wybiegła z sali. Ruszyła w stronę swojej obecnej celi i prawdopodobnego wyjścia gdy usłyszała cichy szept przy uchu

-Zawróć..

Stanęła jak wryta spoglądając na swojego towarzysza.

- Torby.. Trzymają je.. przy końcu korytarza.. Magazyn.. Musimy.. odzyskać..

Widać było że wiele go kosztuje wypowiedzenie tych kilku słów. Stała przez chwilę skołowana nie wiedząc co robić. Nie mogli zostać tu ani minuty dłużej. Jednak..  Uderzyła ją myśl, że skoro pamiętał gdzie trzymają ich rzeczy, to może pamiętał wszystko. On nie miał amnezji. Skoro wysilił się na tyle, żeby jej to powiedzieć, to musiało być ważne. Zawróciła więc i przemknęła wgłąb korytarza.

- Uważaj.. tu.. czasem siedzą.

Kiwnęła głową i rozglądnęła się pilnie. Korytarz zakręcał w lewo skąd dochodziło światło. Podchodząc bliżej usłyszała śmiechy dobiegające zza zakrętu. Zsunęła mężczyznę z pleców i podeszła na palcach do krawędzi ściany. Wychyliła się wstrzymując oddech i zobaczyła, że w sali na końcu jest otwarty pokój skąd dobiegało światło. W świetle drzwi zobaczyła jedynie jednego mężczyznę siedzącego bokiem do wyjścia i prawdopodobnie prowadzącego karcianą rozgrywkę z pozostałymi strażnikami. Dalej korytarz ponownie skręcał w prawo. Naprzeciw niej wielkie drewniane drzwi opisane były dużymi literami "MAGAZYN". Mógł zobaczyć ją kątem oka, jednak nie miała wyboru. Powoli postawiła pierwszy  krok modląc się, żeby strażnik nie odwrócił głowy. Nie spuszczając wzroku z mężczyzny postawiła kolejny i kolejny krok będąc coraz bliżej drzwi. W końcu do nich dotarła i pociągnęła za klamkę. Dziękowała wszystkim bóstwom jakie mogła znać, że drzwi ustąpiły bez problemu. Wślizgnęła się za nie rozglądając się po niewielkim magazynie. Było tam parę plecaków. Które do cholery są ich? Szybko przetrząsnęła parę toreb w nadziei, że coś jej się przypomni. W jednym z ostatnich znalazła paczkę papierosów. Coś zabłysło jej w głowie. Oczami wyobraźni zobaczyła dym papierosowy wydychany z zabandażowanych ust. Jak dotąd intuicja jej nie zawiodła. Wzięła plecak na bok i w następnym znalazła narzędzia chirurgiczne. Tym razem kolejny przebłysk pamięci niosący bardzo przyjemne doświadczenia. Zobaczyła jak zakłada rękawiczki i z pietyzmem rozkłada narzędzia. Tak. To była jej torba. Zarzuciła je sobie na plecy i ostrożnie wychyliła się zza drzwi. Krzesło było puste. Wstał, żeby zrobić obchód? Miała nadzieję że nie. Podbiegła do mężczyzny pozostawionego przy ścianie i położyła koło niego torby. Zarzuciła go sobie na plecy i spojrzała na zdobyte plecaki. Jak ma się do cholery z tym wszystkim zabrać?

- Chwyć się najmocniej jak możesz. Pobiegniemy.

Zakomenderowała do swojego towarzysza a ten w odpowiedzi zaplótł ręce i ścisnął ją mocniej nogami. W dwie wolne ręce złapała torby i ruszyła przed siebie. Było jej cholernie ciężko a pobyt w celi 152 zdecydowanie ją osłabił jednak wiedziała, że nie ma wyboru. Życie ich dwóch zależało od tego czy da radę. Przebiegła całą długość korytarza nie oglądając się za siebie patrząc jedynie przed siebie. Tylko raz oderwała wzrok od swojego celu, żeby zerknąć na salę 152. Strażnik wciąż leżał nieprzytomny. Jeszcze kilkanaście metrów i dojdą do schodów. Stanęła przy krawędzi ściany dysząc ciężko i zerkając, czy droga jest wolna. Jak narazie była. Ruszyła więc pędem po schodach przeskakując po dwa stopnie. Czuła, że adrenalina napędza ją do wykonywania nieludzkiego wysiłku. Instynktownie wiedziała, że kwestią czasu jest wszczęcie alarmu.
Pokonała schody i stanęła na środku kolejnego korytarza. Nie mogła się zatrzymywać, bo czuła, że jak postoi chwilę dłużej to nie będzie w stanie biec dalej. Zobaczyła po swojej prawej kolejne schody,  tym razem skąpane w słońcu. Pobiegła nimi mając nadzieję, że prowadzą do wyjścia. Pokonawszy je z ulgą zobaczyła na końcu kolejnego korytarza drzwi, które musiały prowadzić na zewnątrz. Pobiegła do nich nie przejmując się już konspiracją. Czuła, że i tak nie da rady się przemknąć niezauważona, a im dłużej będzie się skradać tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś ją zobaczy. Ruszyła z impetem przebiegając korytarz, nie zwracając uwagi na głowy wystawiane z poszczególnych pokoi. Liczyła na to, że szok wywołany ich pojawieniem, da im szansę na ucieczkę. Kopniakiem otworzyła drzwi i wybiegła na dziedziniec wciąż niepowstrzymana.  W jej żyłach pulsowała adrenalina a ona miała wrażenie, że jest nic nie może jej zatrzymać. W kocu do jej uszu dobiegł głośny sygnał alarmowy. W końcu jej oprawcy zrozumieli co się dzieje. Minęła strażników stojących przy bramie, którzy biegali rozkojarzeni wypatrując zagrożenia. Dopiero gdy ich minęła zrozumieli co się dzieje i ruszyli za nią. Słyszała krzyki i przekleństwa lecz ona biegła dalej patrząc wyłącznie przed siebie. Mknęła uliczkami miasta mając nadzieję, że zgubi swoich porywaczy, jednak była tak charakterystyczna, że nie sposób było jej się ukryć. Czuła już niemal oddechy na karku i zaczynała ogarniać ją panika. Wiedziała, że z każdym krokiem słabnie. Jeszcze chwila i ją dopadną. Nie miała gdzie uciec. Nie miała gdzie się schować. Była osłabiona, obłożona nieludzkim ciężarem w obcym miejscu i nie zdolna do jakiejkolwiek walki. Sprawa wyglądała na przegraną. Jeszcze chwila i ich złapią a w tedy wiedziała że będzie to ich koniec. Jej i zmaltretowanego mężczyzny uwieszonego na jej plecach. Jedyne co w ten krytycznej sytuacji przychodziło jej do głowy to to, że nie może przegrać tej walki. Walki o wolność.



Ta determinacja ! 😍😗




wtorek, 30 października 2018

One shot - OK

One shot króciótki i w niekonwencjonalnej formie ale stasznie mnie zainspirował jeden z moich ulubionych artów, który wrzucam poniżej ;) "Podwójny" już niedługo podobnie jak shot konkursowy ;) "OK" macie na przystawkę ;D 

Napiszcie czy podoba wam się forma takich "liścików?"



1.X.18


Szanowny Panie Hatake,

Zapraszam po odbiór wyników.

Z poważaniem
Doktor Sakura Haruno




2.X.18


Szanowna Pani Haruno,

Dziękuję za informację. Zjawię się niedługo.

P.s. Czemu tak oficjalnie? 

Z poważaniem
Hatake Kakashi




3.X.18


Szanowny Kakashi-sensei

Powiadomienia o odbiorze wyników wysyłam automatycznie. 

Pozdrawiam
Sakura Haruno




6.X.18


Szanowna Pani Doktor

Rozumiem, że powróciliśmy do oficjalnych stosunków. Zaskakujące biorąc pod uwagę ostatnią wizytę.

Kakashi Hatake



10.X.18


Kakashi..

Nie możemy.. Ani Ty ani ja. Jestem Twoim lekarzem a Ty moim pacjentem. Nic poza tym.

Pozdrawiam
SH



11.X.18


Różowa.

Jeszcze nie tak dawno ja byłem Twoim nauczycielem a Ty moją uczennicą. Mam to gdzieś i jak zauważyłem, w pewnych sytuacjach Tobie także jest to obojętne. W zasadzie.. jest Ci w tedy wszystko jedno bylebym tylko nie przestawał... I nie zamierzam. 

KH




14.X.18


Szary

Grasz nie fair.. Wiesz, że mam słabą silną wolę w tym przypadku. Ale.. Oni nie mogą się dowiedzieć. Musimy z tym skończyć. To się nie może powtórzyć. Mówię poważnie. 

SH




15.X.18


Różowa

Mówisz tak za każdym razem. 
20.10 tam gdzie zwykle?

KH




19.X.18


Ok.

SH







niedziela, 21 października 2018

Rozdział XVIII - Stracona pozycja

Zbliżamy się do końca.. wątku więzienia! Pewnie tak jak mi Wam też brakuje wątku KakaSaku? 

Wyniki konkursu ogłoszę.. pisząc one shota! Mam już wybrany motyw więc czekajcie w niepewności 😈



Kolejny dzień z rzędu obudził ją ból głowy. Nie wiedziała, od kiedy przebywa w tym miejscu. Rozglądając się po pomieszczeniu przez chwilę przeżyła szok nie wiedząc gdzie się znajduje i dlaczego. Po chwili mgliste wspomnienia wracały i kojarzyła, że jest gdzieś zamknięta. Jej umysł zdawał się być rozmyty tak, że czuła się kompletnie bezradna. Usłyszała kroki toczące się po korytarzu i już po chwili zobaczyła zamaskowanego strażnika podającego jej przez kraty posiłek, na który składała się jakaś brązowa ohydnie wyglądająca breja i szklanka wody.

- Masz zjeść i wypić wszystko.

Głos strażnika był nieugięty.

- Inaczej wejdę tam i nie będzie miło.

Już miał odchodzić gdy dziewczyna zawołała niesiona impulsem:

- Gdzie jestem? Co się dzieje?

Mężczyzna zatrzymał się w pół kroku i zerknął na nią intensywnym wzrokiem.

- Codziennie te same pytania.

Rozglądnął się niepewnie po korytarzu i podszedł do kraty jej celi.

- Podejdź. Nie mogę mówić głośno.

Posłusznie podeszła do wejścia przybliżając się na tyle, żeby usłyszeć szept. Dzieliło ich tylko kilkanaście centymetrów i stalowe kraty.

- Bliżej..

Niemal przytuliła się do zimnych prętów. Może w końcu dowie się czegoś co pozwoli jej ustalić w jakiej jest sytuacji? Nie spodziewała się jednak, że strażnik złapie ją nagle w niedźwiedzim uścisku. Próbowała się wyrwać ale była tak straszliwie słaba.

- Śliczna jesteś...

Jego ręce zaczęły błądzić po jej ciele dotykając piersi i zjeżdżając po brzuchu w dół.

- I tak stąd nie wyjdziesz wiesz? Tak jak ten Twój zasrany obrońca z celi 16. Jego wolę łamiemy siłą, Twoją złamiemy sposobem. Jesteś cholernie oporna na nasze miksturki ale już niedługo..

Poczuła gorący oddech na szyi i brutalne ugryzienie w ucho.

- Zerżnąłbym Cię.. Ale niestety nie możemy się z Tobą zabawiać. Krzyczałabyś o więcej... KURRRWA MAĆ!

Wymierzyła solidnego kopniaka w tył w nadziei że trafi między kraty. I trafiła. Ręce puściły ją a gdy odsunęła się od krat i zerknęła na strażnika ten zwijał się dysząc ciężko i trzymając się za krocze.

-Ty... mała.. kurwo... - wystękał próbując złapać oddech

Dziewczyna przezornie cofnęła się wgłąb celi modląc się, żeby strażnik nie posiadał klucza do zamka. Spojrzał na nią wściekle i splunął w jej stronę.

- Poczekaj... Zjawię się.. jak będziesz leżeć skopcona.. Walą mnie rozkazy. Wypieprzę Cię tak że pożałujesz!

Wyprostował się niezdarnie i odszedł wgłąb korytarza. Różowowłosa stała jeszcze przez chwilę niepewna czy na pewno chce próbować posiłku przygotowanego przez strażnika. Podeszła i zabrawszy miskę z podłogi powąchała ostrożnie brązową breję. Ryż? Kasza? Nie była pewna. Nim się zorientowała pochłonęła połowę porcji. Sama nie wiedziała dlaczego rzuciła się na jedzenie jednak już po chwili zarówno miska jak i szklanka były puste. Spojrzała niepewnie na naczynia i odeszła w kąt celi gdzie miała swoje posłanie ze słomy. Usiadła i zaczęła intensywnie myśleć.

Sytuacja w której się znalazła była co najmniej dziwna. Niepokojąca. Zamknęła oczy i postarała się ogarnąć swoje położenie. Była w jakiejś celi. Była czyimś więźniem. Od kiedy tu była? Nie wiedziała. Czego od niej chcieli? Tego też nie wiedziała. Czy ona cokolwiek wiedziała? Jak się nazywa.. Kim jest.. Cholera!

Zamachnęła się pięścią i trafiła w ścianę obok niej. Jakież było jej zdziwienie gdy kamień z którego zrobiono ścianę ukruszył się. Była aż tak silna? Jakiś głos w jej głowie coraz donośniej domagał się skupienia. Usiadła po turecku i spróbowała zebrać myśli.
Była w celi. Była więźniem. Była w kamiennej celi. Była czyimś więźniem.. Powtarzała to sobie w kółko jak mantrę w nadziei, że coś wpadnie jej do głowy. Nagle doznała przebłysku. Przypomniała się jej rozmowa ze strażnikiem.

"- Codziennie te same pytania." - czy nie tak powiedział? Dlaczego zadawała codziennie te same pytania?

Wstała i zaczęła przechadzać się po celi zataczając krąg. Codziennie zadawała te same pytania.. Te same pytania.. Cholera! Pytała się codziennie o to samo dlatego że nie pamiętała że już o to pytała! Dlaczego nie pamiętała? Czy w ogóle pamiętała dzień poprzedni? Choćby jak wytężała umysł, nie mogła przypomnieć sobie co robiła wczoraj. Jedyne co pojawiło się przed jej oczami to postać mężczyzny w czerni z czerwonymi oczami. Był u niej wczoraj? A może przedwczoraj? A może tydzień temu? Im więcej pytań zadawała tym bardziej denerwowały ją odpowiedzi, których nie znała.

Nie wiedziała ile czasu spędziła nad rozmyślaniami ale odgłosy kroków stawianych na korytarzu wzbudziły jej niepokój. Rozglądnęła się po sali i podjęła decyzję, którą podpowiedział jej instynkt. Położyła się na swoim posłaniu i udawała, że śpi. Gdy odgłos kroków ucichł tuż przed jej celą nie miała wątpliwości, że nieznajomi goście przyszli właśnie do niej.

- Kurwa mać.. Znów za duża dawka.. Nic z niej nie będzie jak ją tak odurzacie!

Głęboki męski głos wyraźnie wzburzonego mężczyzny całkowicie nic jej nie mówił, za to głos osoby odpowiadającej uruchomił dziwny alarm w jej głowie.

- Spokojnie Mahito-sama. Pracuję nad nią. Jest oporna na działanie naszych mikstur prawdopodobnie przez zdolności medyczne. Jej organizm reaguje obronnie na nasze specyfiki. Jednak ta dawka była ostatnia. Następny będzie specyfik, który zapewnia całkowitą uległość nie powodując przy tym efektu otępienia. Już niedługo.

- Mam nadzieję! Nie zamierzam czekać w nieskończoność!

Słychać było ciężkie westchnienie mężczyzny nazwanego Mahito. Jego głos złagodniał.

- Jej towarzysz też sprawia nam problemy. Może powinniśmy zadziałać na odwrót? Ją wziąć do celi 16 a jego do 152? Wiadomo, że ona byłaby bardziej podatna na działania prowadzone w tej celi. On pewnie nie oparłby się naszym specyfikom..

- Przeprowadzimy dziś ostatnią próbę a potem wymienimy ich miejscami. Ale niech mi Pan da jeszcze jeden dzień. Potem wdrożymy Pański pomysł.

Chwila ciszy zawisła w powietrzu podczas gdy starszy mężczyzna najwyraźniej podejmował decyzję. Z kolei w głowie dziewczyny kotłowały się myśli. Skądś znała ten głos.

Masz jeden dzień. Potem zamiana. Do końca tygodnia chcę znać cel ich misji i efekty. Inaczej zapłacisz za to osobiście.

- Oczywiście Mahito-sama. Dam z siebie wszystko.

No jasne! To on odwiedzał ją co noc w celi! Tajemniczy czarnowłosy mężczyzna!

- Nie masz wyjścia. Inaczej nie uzyskasz tego po co tu przyszedłeś i pożałujesz, że w ogóle się tu pojawiłeś.

Dwaj odwiedzający skierowali się w głąb korytarza w milczeniu a różowowłosa dziewczyna usiadła prosto w pełni skupiona.

A zatem miała jeden dzień. Jeden dzień by coś zrobić. Biorąc pod uwagę fakt, że miała pod ręką jedynie metalową miskę po jedzeniu, szklankę, trochę słomy i stare wiadro a także cholernie mało czasu i olbrzymią dziurę w pamięci jej pozycja była raczej stracona.




czwartek, 18 października 2018

Konkurs! Do wygrania one shot ;D

Kolejny rozdział "Podwójnego" na ukończeniu a w tak zwanym między czasie ogłaszam konkurs!

Podeślijcie mi w komentarzach swoje ulubione obrazki KakaSaku (może być w formie linku) a ja wybiorę jeden z nich i napiszę do niego one shota ;D Zwycięzca otrzyma dedykację przy rzeczonej partówce iii.. satysfakcję xD (nie mam pomysłu na inne nagrody - rozmyślałam nad zdradzeniem tajemnicy "Podwójnego szpiega" ale w tedy nie byłoby radochy z czytania ;) )

Zobaczmy co tam macie ciekawego ;>

niedziela, 14 października 2018

One shot - Oddychaj

Ciężko.. ojjj ciężko jest napisać po raz drugi coś co już się raz zapomniało.. Jeden z moim pierwszych one shotów, które zniknęły w czeluściach onet bloga. Starałam się jak mogłam i muszę powiedzieć, że nie wyszedł taki sam ale to chyba nie oznacza że jest zły ;) Zapraszam do czytania bo nawet jeśli już raz go czytałeś to teraz jest trochę inny;P

A już niedługo kolejna część "Podwójnego" więc zaglądajcie! ;)

UWAGA: angst, dramat, tragedia, dziadostwo ;D Polecam do tego one shota posłuchać "Hurst - Stay" ;] 



Oddychał ciężko nie odrywając wzroku od różowowłosej kobiety leżącej pod nim.  Wciąż i wciąż przerażony analizował sytuację pomiędzy rytmicznymi ruchami swojego ciała. To wszystko było tak nierealne, że całkowicie do niego nie docierało.

- Kakashi-sensei.. Proszę.. Przestań.. - gdzieś z oddali usłyszał zrozpaczony głos.

On jednak wiedział, że nie może przestać. To nie mogła być prawda.. To co się działo nie dzieje się naprawdę.. To jego chora wyobraźnie podsuwa mu kolejny dramatyczny koszmar, z którego nie może się obudzić.. 
Zawsze śnił, że traci wszystko co kocha. Że znikają po kolei wszyscy, na których mu zależy a on nie może z tym nic zrobić. I właśnie miał wrażenie, że sprawdzają się jego najgorsze koszmary.
Leżała pod nim. Blada. Z półotwartymi oczami i ustami z których wyciekała stróżka szkarłatnej posoki. Nie zrażając się niczym w amoku zerwał maskę i zetknął ich usta na dokładnie 3 sekundy by zaraz wrócić do tego co było tak ważne.

- Kakashi- sensei.. Zostaw ją.. Ona już...

Gdzieś obok mignęła mu blondwłosa znajoma sylwetka jednak wiedział, że nie może przerwać. Od tego zależało jej życie.

- 26.. 27.. 28.. 29.. 30..

Znów zetknął ich usta i wtłoczył dwa duże wdechy do płuc kobiety.

- 1.. 2.. 3..

Jak przez mgłę analizował po kolei wszystko co się wydarzyło. Przed oczami migały mu urywki.. pojedyncze obrazy..

Wracali z misji. Byli już całkiem niedaleko Bramy Wschodniej. On z tyłu a Ona i Naruto z przodu. Przekomarzali się. Obserwował ją jak idzie przed nim kokieteryjnie kręcąc biodrami. Wiedziała, że patrzy. I doskonale wiedziała jak go kusić. Jego wzrok przebiegał po krągłościach jej ciała, po jej półdługich miękkich włosach i każdym skrawku odsłoniętego ciała, które znał już niemal na pamięć. Byli ze sobą ledwie kilka miesięcy ale oboje wiedzieli, że czekali na siebie całe życie. Miała do niego przyjść dziś wieczór. A on.. zamierzał pójść o krok do przodu. Chciał by się wprowadziła. I przyjęła pierścionek, który kupił jakiś czas temu a który spoczywał bezpiecznie ukryty na dnie szuflady w jego pokoju.
Dlaczego leżała teraz pod nim, całkowicie obojętna na jego działania?

-Oddychaj.. Oddychaj.. Oddychaj..

Powtarzał wciąż i wciąż uciskając jej klatkę piersiową tak jak ona go nauczyła. Dlaczego to nic nie dawało?

- Sensei.. Medycy!

Zawołał Naruto, który pozostawał całkowicie poza jego wszechświatem. Usłyszał tupot stóp jednak wciąż uparcie nie odrywał wzroku od bladej kobiety leżącej pod nim. Słyszał jak zatrzymują się przed nimi i stoją kilka straszliwie długich sekund nie robią nic najwyraźniej zdjęci szokiem.
Jeden z nich uklęknął w końcu przy kobiecie i założywszy rękawiczki zbadał olbrzymią obficie krwawiącą ranę na brzuchu kobiety, na którą szarowłosy uparcie nie patrzył. Sprawdził puls na przedramieniu i szyi, zajrzał w zielone niewidzące oczy i zwrócił się do Naruto z wyraźnym smutkiem w głosie.

- Ile to już trwa?

- 40 minut.. - odparł wyraźnie zdruzgotany Naruto

Atmosfera zgęstniała a wszyscy obecni zamilkli. Słychać było tylko rytmiczny oddech szarowłosego wciąż nieprzerwanie uciskającego klatkę piersiową dziewczyny.

-27.. 28.. 29.. 30.. wdech.. wdech.. 1.. 2..

- Panie Hatake..

- 4.. 5.. 6..

- Kakashi- sensei.. Może Pan przerwać..

- 10.. 11.. 12..

-  Kakashi odsuń się..  Zrobiłeś wszystko..

- 17.. 18.. 19..

Całe jego ręce były w krwi. Jego usta również.. Wszystko wokół zdobił szkarłat. On jednak widział tylko i wyłącznie półotwarte zielone oczy, które patrzyły w niebo lecz już go nie widziały. Sam nie wiedział kiedy z jego oczu potoczyły się obfite strumienie słonych łez. Ona nie mogła.. Przecież jutro ma dyżur. Na oddziale czekają na nią dzieci.. Ona musi tam być.. Ona musi zostać.. Nie może.. Nie może go zostawić..

- Kakashi.. Proszę...

Słowa dochodziły jakby za mgłą. Mieli się ujawnić. Mieli w końcu oficjalnie być razem. Ona nie mogła..

- Ona nie żyje.

Zastygł w bezruchu nad pokiereszowanym ciałem swojej ukochanej i spojrzał na medyka, który cofnął się gwałtownie widząc wielkie pokłady nienawiści w czarnych oczach jounina.
On z kolei nie widział nic prócz przerażonego medyka, który nie podjął żadnej próby. Który nie chciał jej uratować. Który pozwolił jej..

Wstał na chwiejnych nogach, przyglądając się wszystkim z nienawiścią, wściekłością i bezdenną rozpaczą w czarnych pustych oczach, podniósł zakrwawioną dłoń i zwinął ją w pięść zamierzając zniszczyć każdego kto.. pozwolił jej odejść.



Ciężko było znaleźć obrazki do tego shota.. Wydaje mi się że te są najlepsze

Można nawet powiedzieć, że przedstawiają fazy Kakashiego od przerażenia, zrezygnowania, wściekłości po rozpacz. 








poniedziałek, 8 października 2018

Rozdział XVII - Złowieszczy szept

Kochani moi jestem! Przepraszam za przerwę w nadawaniu jednak matka wena potrafi być nieubłagana.. Nie chciałam dawać wam czegoś niedopracowanego i napisanego na siłę dlatego poczekałam (trochę skubiąc one shoty), aż matuchna wróci i da mi pomysł na poprowadzenie dalej akcji ;P Ten rozdział króciutki - w stylu "Kruka" ale uznałam, że musimy pamiętać o szkielecie akcji ^^ Następny będzie bardziej konkretny a w między czasie postaram się wrzucić coś na osłodę czekania ;) 


Ciszę panującą w pomieszczeniu zakłócały jedynie pojedyncze krople wody kapiące gdzieś w głębi pomieszczenia. Noc wypełniała idealnie każdą możliwą przestrzeń a ciemność niemal przytłaczała, dusząc i niosąca uczucie pustki. Jedyna osoba przebywająca w tym mrocznym pomieszczeniu dawno już zapadła w sen niosący ukojenie. Spokojny cichy świst oddechu więźnia był jedynym co można było dosłyszeć gdy wytężyło się słuch dostatecznie mocno. Wydawać by się mogło, że jedynie nadchodzący świt mógłby zażegnać spokój otoczenia. Tej nocy jednak w kamiennej celi coś innego zakłóciło niemal grobową ciszę.

- Nie jestem zadowolony.

 Pełen wściekłości głos przedarł się przez pustkę pomieszczenia. Postać leżąca w kącie poruszyła się niespokojnie nasłuchując.

- Tak ma wyglądać w Twoim wykonaniu ściśle tajna misja ranki "S"?!

Podniesiony głos odbił się od kamiennych ścian celi napełniając serce więźnia autentycznym strachem. Przez chwilę było słychać jedynie kroki przechadzającego się gościa. Jego cichy szept budził grozę i mieszkaniec kamiennej celi od razu zrozumiał, że nie jest dobrze.

- Twoje postępy są mierne. Nie otrzymałem raportu od tygodnia. Już ostatnim razem dałem jasno do zrozumienia, że jeśli się nie poprawisz będę.. bardzo niezadowolony.

Cios nadszedł nie wiadomo skąd. Postać leżąca na podłodze jęknęła i skuliła się próbując osłonić przed kolejnymi uderzeniami. Nie miała siły na żadną inną formę obrony, jednak okazało się, że tajemniczy gość nie zamierza więcej krzywdzić więźnia.

- Twój kompletny brak profesjonalizmu i bezmyślność doprowadziły niemal do zawalenia misji.

Wściekłe warknięcie dobiegające z ciemności sprawiło, że postać leżąca na ziemi zadrżała mimowolnie obawiając się kolejnych ataków.

- Gdy dotarły do mnie raporty o Twoim położeniu w pierwszej chwili miałem ochotę zostawić Cię tu na pastwę Yamataki. Wiadomo, że Kraj Błyskawic nie wybacza szpiegostwa choćby jak pokojowo się wypowiadali oficjalnie. A jednak...

Nagle głos dochodzący z ciemności stał się jakby mniej.. wrogi.

- Obecny obrót wydarzeń może okazać się korzystny. Dostajesz ostatnią szansę. Podmieniłem substancję, którą odurzają Ciebie i obiekt obserwacji. Pamiętaj jednak, że to ostatni raz kiedy jestem tak pobłażliwy. Czekam na raport i postępy. Inaczej...

Cicha groźba zawisła w powietrzu.

- Zabiję zarówno Ciebie jak i Twój obiekt...

Przez ciało więźnia przebiegł autentyczny dreszcz grozy, gdy dotarł do niego sens słów wypowiedzianych złowieszczym szeptem wprost do ucha.
Mieszkaniec kamiennej celi zamarł w bezruchu i pozostał w tej pozycji jeszcze na długo po zniknięciu tajemniczego gościa. Groźba wypowiedziana została tak beznamiętnym i pewnym głosem, że nie ulegało wątpliwości iż mężczyzna mówił śmiertelnie poważnie.

niedziela, 16 września 2018

Rozdział XVI - Mężczyzna w czerni

Znów krótki rozdział i możliwe że nie ostatni taki;P Za to mogę was pocieszyć że jeśli będą krótkie to będą częściej. Dajcie znać w komentarzach czy nadążacie za zwrotami akcji ;D

Sygnały z otaczającego ją świata docierały do niej szybciej niż uprzednio choć mroczki przed oczami, szum w uszach i uczucie osłabienia świadczyło o tym, że wciąż nie jest w najlepszej formie. Zerknęła w górę by zobaczyć swoje bordowo- sine dłonie zakute w miedziane kajdany. Podciągnęła się i stanęła na drżących słabych kolanach. Echo tępego bólu głowy w dalszym ciągu gdzieś kotłowało się w zakamarkach jej głowy więc wciąż miała problem żeby logicznie myśleć. Największym problemem było to, że nie mogła sobie przypomnieć skąd się tu wzięła. Rozglądnęła się po miejscu swojego pobytu starając się rozpoznać choć jedną rzecz w pomieszczeniu. Oprócz kajdan zaczepionych o wielki mosiężny hak sterczący z sufitu w pomieszczeniu znajdowało się tylko zniszczone wiadro stojące w kącie i trochę słomy. Nic znajomego. Otaksowała otoczenie próbując sobie przypomnieć czy była kiedykolwiek w ciemnej kamiennej celi z wąskim oknem tuż pod sufitem, przez które sączyło się skąpe światło dnia. Dalej nic. Czuła by się tu dość klaustrofobicznie gdyby nie krata na przeciwko niej ukazująca kawałek równie ciemnego korytarza i kolejną kratę zapewne do innej celi. Gdzieś niedaleko słyszała rytmicznie kapiące krople wody lecz poza tym nic specjalnego. Jak za dotknięciem magicznej różdżki poczuła suchość w gardle. Spróbowała przełknąć ślinę jednak rozkaszlała się tylko gdy język przykleił się jej do podniebienia. Musiała być mocno odwodniona. Nagle usłyszała kroki. Tak.. to jej coś mówiło.. Wiedziała jedynie że nic dobrego. 10, 11, 12, 13, 14.. Po 15 krokach w nikłym świetle korytarza tuż za kratami od jej celi zobaczyła zarys postaci. Ktoś ewidentnie stał i przyglądał jej się zza prętów. Postać stała przez chwilę jakby się jej przyglądając po czym przekręciła klucz w starym zardzewiałym zamku. Poczuła się bardzo niepewnie, gdy wysoki mężczyzna przekroczył próg jej celi. Miała związane ręce i w zasadzie nic nie mogła zrobić nawet jakby chciała. Była za słaba żeby się bronić. Ta słabość wyjątkowo ją intrygowała, jednak nie była w stanie się nad nią zastanawiać, bo tajemnicza postać stanęła tuż przed nią. Mężczyzna ubrany był całkowicie w czarny, dopasowany strój i kominiarkę przez którą widziała tylko jego niesamowicie czarne oczy, które... wydawały jej się znajome?
- Jak się czujesz?
To pytanie było tak niespodziewane, że na początku go nie zrozumiała. Nieznajomy musiał je powtórzyć jeszcze raz a gdy chciała już odpowiedzieć ponownie się rozkaszlała.
- Wody..  - wychrapała pomiędzy kaszlnięciami.
W najmniejszym stopniu nie spodziewała się, że nieznajomy spełni jej prośbę. Nie wiedzieć skąd wyciągnął menaszkę i przytknął do jej ust bez słowa. Wypiła łapczywie do ostatniej kropli jakby nie piła od co najmniej kilku dni.
- Lepiej? - głos mężczyzny również wydawał się jakby znajomy.
- A co Cię to obchodzi? - spytała z delikatną nutką wrogości. Nie mogła być do końca zła na kogoś, kto dał jej wodę w chwili gdy miała w gardle pustynie
- Obchodzi. Nie spodziewałem się Ciebie tutaj. Nie wolno mi za dużo mówić, ale wiedz, że obchodzi mnie co się z Tobą dzieje.
- Niby czemu? - rzuciła próbując wyswobodzić ręce z kajdan.
Niespodziewanie mężczyzna sięgnął do jej dłoni i przekręcił kluczyk uwalniając ją. Nie spodziewała się, że jej pozycja aż tak zależy od związanych rąk. Nogi nie wytrzymały całkowitego ciężaru ciała i niechybnie by upadła, gdyby nie tajemniczy mężczyzna, który złapał ją i ostrożnie położył na sianie.
- Odpocznij. Niedługo znów się tu zjawię. Możesz być osłabiona. Śpij. Zaopiekujemy się Tobą.
Faktycznie zaczęła ją ogarniać słabość. Nagle siano na który leżała wydało jej się tak cudownie miękkie. Błogość i rozluźnienie zaczynały wkradać się w jej umysł lecz zanim zasnęła zdążyła jeszcze zwrócić się do tajemniczego gościa.
- Kim jesteś?
Mężczyzna, który już stał przy zamku by go otworzyć, zerknął na nią i nic nie mówiąc zdjął kominiarkę.
-Kimś bliskim. Z czasem sobie przypomnisz.
Nim zamknęła oczy w jej umyśle wyrył się widok niesamowicie przystojnego bladego mężczyzny o przydługawych czarnych włosach i onyksowych oczach, które na chwilę błysnęły szkarłatem. Poczuła gdzieś w głębi, że zna go bardzo dobrze.


Pomysł w zasadzie wpadł znienacka ;D  Jedyne co mam w głowie od początku to zakończenie ale po drodze wszystko może się zdarzyć ;>




Kartoteka AsiorekKP

Moje zdjęcie
Jestem autorką opowiadań, która uwielbia zagłębiać się w niuanse uczuć i skomplikowane emocje, które pisze życie. I porwałam się z motyką na księżyc próbując opisać zawiłe relacje, mogące powstać pomiędzy tą dwójką bohaterów.