Podglądacze

niedziela, 26 sierpnia 2018

One shot - Wszystko będzie dobrze

One shot szczególnie mi bliski. Jeśli ktoś ma wątpliwości kim jestem i dlaczego Sakura jest moją ulubioną postacią to myślę, że po tym one shocie będzie miał pewność ;) Pisane około 4 nad ranem - wena jest bezlitosna!


4.16
Przetarła zmęczone, piekące oczy i dopiła ostatnie łyki zimnej już kawy. Przyjemny półmrok i wszechobecny spokój działały na nią wyjątkowo usypiająco, jednak wiedziała, że nie może teraz zasnąć. Miarowe pikanie i rytmiczny świst powietrza skutecznie przypominały jej gdzie się znajduje i po co tu jest. Musi się ruszyć bo inaczej zaśnie w biurowym fotelu, który jak na złość wydawał jej się w tej chwili całkiem wygodny. Wstała i wyszła zza kontuaru oddzielającego ją od jej pacjentów.

Na Oddziale Intensywnej Terapii Głownego Szpitala Konohagakure było niewiele stanowisk, jednak pacjenci, którzy tam przebywali zawsze byli wyjątkowo absorbujący. Same stany ciężkie, u których najmniejsza zmiana mogła przeważyć na korzyść życia lub śmierci.
Lubiła ten oddział. Tam właśnie czuła, że ma na coś wpływ. Że jest komuś potrzebna do życia. Że może komuś na prawdę pomóc.
Pikanie monitorów, plumkanie pomp infuzyjnych, świst respiratorów tłoczących powietrze w płuca pacjentów były dla niej tak naturalne jak śpiew ptaków czy szelest liści. Wchodząc na ten oddział czuła się.. na miejscu. To właśnie dla tego została stworzona.
Nie zawsze jednak udawało się pomóc wszystkim. Toaletę pośmiertną wykonywała równie często co tę poranną. I choć wolała wypisywać pacjentów na inny oddział zamiast do prosektorium to tą część pracy również uważała za ważną. Po śmierci zapewniała godne odejście. I choć specyfika tego miejsca była dość trudna zarówno psychicznie jak i fizycznie to uważała, że radzi sobie z całym tym cierpieniem dość dobrze. Przekraczała próg oddziału zapominając o swoim życiu, a wychodząc z niego zapominała o oddziale. I tak było do czasu, aż pewnego lipcowego poranka przyszła na dzienną zmianę i zobaczyła nowego pacjenta. Koleżanki zdając nocny raport były chyba zbyt zmęczone, żeby zauważyć że różowowłosa pielęgniarka pobladła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Misja rangi "S", wioska poniosła duże starty. Oddział niemal przestał istnieć. Uratowali tylko tego jednego,  który leżał podpięty pod aparaturę podtrzymującą życie. Pokiereszowany. Bezwładny. Zdany na los. On. Jej były sensei. Człowiek zdawać by się mogło niepokonany. Leżał teraz zaintubowany, po rozległych wielonarządowych operacjach, z obrażeniami niemal nie mieszczącymi się w głowie. Gdyby nie widziała nazwiska na karcie zleceń, prawdopodobnie by go nie poznała. Dawno nie mieli pacjenta w takim stanie. Lekarze nie dawali mu zbyt dużych szans. On jednak na przekór wszystkim żył. Na początku nie chciała się nim opiekować. Uważała, że jako była uczennica nie powinna. Szybko jednak zaczęło ją irytować to jak zajmowały się nim jej koleżanki ze zmiany. Ciągle miała wrażenie.. że niedostatecznie wiele dla niego robią. I choć wiedziała że to irracjonalne postanowiła, że jednak się nim zaopiekuje. Myła go, goliła, zmieniała opatrunki, szykowała najróżniejsze leki i robiła wszystko co tylko było w jej mocy, żeby wyzdrowiał. Od rana do nocy obserwowała jego parametry, notując każdą nawet najdrobniejszą zmianę by reagować w porę na każde pogorszenie lub polepszenie stanu. Miała nadzieję, że robi wystarczająco wiele by mu pomóc. I opiekowała się nim najlepiej jak potrafiła lecz było coś co nie dawało jej spokoju. Był w tym wszystkim sam. Nikt go nie odwiedzał. Jego szafka zawsze stała pusta podczas gdy inni pacjenci mieli wszystkiego pod dostatkiem. Krzesło koło jego łóżka zawsze stało puste podczas gdy jego sąsiedzi codziennie odwiedzani byli przez bliskich. Przerażała ją jego samotność. Tego niezłomnego bohatera, który kiedyś wydawał jej się duszą towarzystwa. Teraz był sam.
Nim się spostrzegła zaczęła przychodzić do niego nawet poza dyżurem. Od tak, żeby poczytać mu wiadomości, poopowiadać co dzieje się w wiosce, przynieść świeże kwiaty. Chciała być tym czego mu brakuje. Kimś bliskim.
Teraz w środku nocy podeszła do łóżka numer 4 i pogładziła swojego pacjenta po policzku. Jego wychudzona odsłonięta twarz niemal przerażała. Nie chciała zobaczyć jego oblicza w takich okolicznościach. Los jednak chciał inaczej. Poznała go całego w momencie, gdy został jej pacjentem.
Często modliła się gorąco o jakikolwiek znak. Znak, że z tego wyjdzie. Wiedziała, że mogą to być tylko jej pobożne życzenia, jednak pragnęła wierzyć i dać tą wiarę jemu. Chwyciła go za rękę i wplotła swoje palce w jego. Uścisnęła go mocno, pochyliła się i wyszeptała tak jak każdej nocy odkąd tu przybył:
- Dasz radę Kakashi. Zobaczysz, wyjdziesz z tego. Nie jesteś sam. Jestem tu. Jestem z Tobą. Nie jesteś sam.
I tej nocy, całkiem inaczej niż każdej poprzedniej poczuła coś. Dłoń, którą ściskała poruszyła się. Palce - wcześniej bezwładne - teraz powolutku zgięły się, delikatnie oddając uścisk.
Jej serce zabiło mocniej a fala gorąca przebiegła przez ciało. Zszokowana spojrzała na twarz jej byłego sensei, która przybrała delikatny grymas bólu. Powoli, jak na zwolnionym filmie powieki mężczyzny uniosły się lekko ukazując czarne jak noc oczy. Spod półprzymkniętych powiek wzrok niepewnie otaksował otoczenie aż zatrzymał się na niej. Nie śmiała nawet odetchnąć, by nie zepsuć tej chwili. Dłoń znów delikatnie poruszyła się zaciskając słabo na jej palcach a usta delikatnie wygięły się w słabym uśmiechu pomimo rurki intubacyjnej wystającej z kącika warg jounina. Nie mogąc się powstrzymać przytuliła do policzka ich złączone ręce i rozpłakała się z radości, jaka ją ogarnęła.
Teraz już wiedziała, że kryzys minął. Że pokona przeciwności i wróci. Że wszystko będzie dobrze.


Wybaczcie - ostatnimi czasy mam raczej angstową wenę ;] Ale końcówka pozytywna ej! ;P

czwartek, 16 sierpnia 2018

Rozdział XIV - Błąd krytyczny

Czytałam go chyba z kilkadziesiąt razy a i tak mam wrażenie, że jeszcze nie wszystko opisałam tak jak chciałam.. Mam nadzieję, że dostatecznie przybliżyłam to co się dzieje w głowach tej dwójki. Ojjj będzie gorąco! ;> Piszcie w komentarzach co sądzicie o akcji ;)



Biegł uliczkami Yamataki przeklinając wszystko na czym świat stoi. Co ta dziewczyna sobie do cholery myśli?! Było tylko jedno miejsce w którym mogła być. Ukrył się w jednym z ciemnych zaułków i upewniając się, że jest całkowicie sam przywołał Pakkuna. Znudzony mops spojrzał na niego i już zapewne miał zacząć narzekać na monotonność ich obecnej misji jednak jedno spojrzenie rzucone na rozjuszonego jounina wystarczyło czworonogowi by zrozumieć, że tym razem jest to całkiem inne zadanie.
- Kogo mam szukać? - rozglądnął się upewniając co do tego że są sami. - Czyżby...?
- Szukaj jej - szarowłosy odpowiedział niemal natychmiast na niezadane pytanie.
Nie czekając na dalsze wyjaśnienia pies tropiący podniósł swój spłaszczony pyszczek i zaczął intensywnie węszyć. W pewnym momencie pochwycił trop warknął cicho i ruszył przed siebie nie oglądając się na jounina. Wiedział, że mężczyzna dotrzyma mu kroku.

Miasto powoli zapadało w sen podczas gdy zamaskowany ninja wraz ze swoim towarzyszem przemykali ukryci w cieniu nie wzbudzając niczyjego zainteresowania. Po kilkunastu minutach intensywnego biegu otoczenie zaczęło się zmieniać. Krzykliwe neony zastąpiły pomarańczowe światła latarni a bogato zdobione domy i kamienice ustępowały miejsca coraz biedniejszym budynkom. Widać było jak na dłoni, że wkraczają w slumsy.
Jego ciało było niemal boleśnie napięte. Każdy mięsień drżał w oczekiwaniu na możliwą walkę. Umysł wyostrzony do granic możliwości starał się odsunąć na dalszy tor wszechogarniającą wściekłość. Na to będzie jeszcze czas. Teraz najważniejsze by dotrzeć nim wszystko pokomplikuje się jeszcze bardziej. Był w trakcie opracowywania kolejnego możliwego scenariusza gdy Pakkun zatrzymał się gwałtownie i wskazał łapą na rozwalający się budynek, z którego porozbijanych okien sączyło się żółte światło zalewając malutki placyk tuż przed nim. Szarowłosy kiwnął przyjacielowi głową w podziękowaniu i uwolnił przywołanie. Teraz trzeba było działać wyjątkowo ostrożnie. Ukrył się w cieniu, odsłonił opaskę i aktywował sharingana. Rozglądając się po okolicy upewnił się, że w pobliżu nie znajduje się nikt podejrzany i przekradł się do najbliższego okna zaglądając ostrożnie do środka.
Jego oczom ukazał się salon, który widzieli poprzedniego dnia, pełen dziewczynek w różnym wieku. Siedziały wszystkie wpatrzone w ciszy w jeden punkt, niektóre czesząc sobie nawzajem włosy inne zmywające sobie ostry makijaż z twarzy, co poniektóre wymieniające się ciuchami. Wszystkie przyglądały się jednak osobie znajdującej się na środku pokoju pochylającej się nad jednym z niemowlaków. Postać obleczona w czarny dopasowany strój, odgarnęła opadające blond kosmyki ukazując słuchawki stetoskopu wetknięte w uszy. W skupieniu osłuchiwała wierzgajacego i kwilącego malutkiego chłopczyka, który wyraźnie wychudzony najpewniej  domagał się jedzenia. Podniosła chłopczyka na ręce odwracając się do kilkunastoletniej dziewczyny stojącej tuż obok z zatroskaną miną. Przez wybitą szybę dobiegł jounina cichy głos dziewczyny.
- Ogólnie jest zdrowy tylko jego waga jest zbyt mała w stosunku do wieku. Osiągnął już pół roku więc możesz go zacząć dokarmiać czymś więcej niż tylko mlekiem. Rozpiszę ci jakie produkty możesz włączyć do jego diety. Powinno być lepiej. Następna!
Do blondynki podeszła dziewczynka na oko 10 letnia. Po krótkiej ciszy podniosła bluzeczkę ukazując wysypkę pokrywającą brzuch i plecy. Kunoichi powoli uklękła przed nią uważnie przyglądając się zmianom.
- Wygląda na to, że to pluskwy. Radzę Ci zmienić posłanie albo przynajmniej porządnie je wyprać w tym - Blondynka sięgnęła za siebie szukając torby jednak gwałtowny ruch spłoszył dziewczynkę na tyle, że wybiegła z pokoju. Zaskoczona brązowooka podążyła za nią wzrokiem i wyciągając ostrożnie z plecaka dwa pudełeczka i podała je blondwłosej dziewczynce siedzącej na rozpadającym się fotelu.
- Hiro przekaż jej to. To tutaj to specjalny specyfik przeciwko pluskwom, w którym ma wyprać posłanie, a to jest maść na jej wysypkę. Niech smaruje zmiany dwa razy dziennie do momentu aż nie znikną. Następna!

Jounin po cichu wycofał się w cień. Niemądrze byłoby tam teraz wejść i wyrwać ją siłą. Dzieci mogłyby wszcząć alarm. Nie miał też możliwości, żeby ją stamtąd wywabić. Jedyne co mu pozostało to czekać. Wtopił się zatem w mrok i obserwował okolicę gotów zareagować w razie niebezpieczeństwa. Starał się opanować drżenie całego ciała wynikające z tego iż jego mięsień był gotów do walki. Ciężko mu było ustać w miejscu jednak to co się z nim działo na zewnątrz nijak miało się do tsunami, tornada i tajfunu, które przetaczały się przez jego umysł. Miał ochotę ją rozszarpać i obawiał się, że może mieć problem żeby się powstrzymać. Miała 20 lat a zachowywała się jak dziecko! Kładła na szali już nie tylko misję ale i bezpieczeństwo wioski. Do cholery przecież przechodziła szkolenie z bezpieczeństwa publicznego ale wyszła w środku nocy, żeby leczyć małe zapomniane przez los dzieci1 Jego gniew na chwilę zelżał gdy znów spojrzał w okno. Miała dobre serce. Była wspaniałym medykiem i w gruncie rzeczy taka była jej natura. Gdy widziała potrzebującego musiała mu pomóc.Westchnął zirytowany swoim miękkim charakterem i zbeształ się w myślach. Na tak tajnych misjach nie było miejsca na uczucia. I on również powinien zapomnieć, że sprawa dotyczy jego byłej uczennicy a obecnie kogoś bardzo bliskiego. Gdy tylko wydostaną się z tego bagna w które obecnie się wplątali będzie musiała ponieść karę za niesubordynacje.
Oparł się o obskurny mur i przymknął oczy próbując wyczuć zagrożenie. Zapowiadała się długa niespokojna noc.


Wypuściła ciężko powietrze gdy ostatnie dziecko zostało przez nią przebadane. Wyprostowawszy plecy przeciągnęła się, zerkając przelotnie na zegar wiszący nad zwalonym kominkiem i zamarła przerażona. 4.25. Przeklnęła cicho i zaczęła się gorączkowo pakować. Żeby tylko zdążyła wrócić. Nagle poczuła na swoim ramieniu muśnięcie. Odwróciła się i zobaczyła Hiro stojącą nad nią z uśmiechem na ustach.
-Panienko Saruno.. Pragniemy Ci podziękować z całego serca. Nikt nie okazał nam tyle dobroci co Ty. Może.. Może to skromny prezent ale proszę go przyjąć.
Mała blondyneczka wyjęła zza pleców szmacianą lalkę. Widać było, że była szyta ręcznie, przez małe dziecięce rączki. Haruno nie mogła jednak powstrzymać łez, które popłynęły z jej oczu na widok żółtych sznurkowych włosów i brązowych guzików zamiast oczu. Lalka zrobiona była prawdopodobnie z najlepszych materiałów jakie dziewczynki miały pod ręką a szeroki uśmiech narysowany kredkami jeszcze bardziej rozczulił kunoichi. Skinęła głową w podzięce i przyjęła lalkę. Nic jednak nie przygotowało jej na gwałtowny mocny uścisk jakim obdarzyła ją Hiro.
- Chciałabym być kiedyś taka jak Pani - wyszeptała dziewczynka tuląc się desperacko do Sakury, która uściskała ją równie mocno i złożyła obietnicę, której stanowczo nie powinna składać
- Położę kres temu wszystkiemu. I wrócę tu po was. Po Ciebie.
Tuliły się do siebie mocno i żadna nie chciała puścić drugiej. Jednak gdy zegar wybił 4.30 Sakura odsunęła delikatnie dziewczynkę, która cichutko chlipała.
-Na mnie pora.. Do zobaczenia - podniosła rękę na znak pożegnania i powoli uchyliła drzwi.
Wyglądnęła ostrożnie na ulicę i upewniając się, że jest pusta, ruszyła. Oglądnęła się jeszcze na rozpadający się dom pełen światła i skręciła za róg gdzie niespodziewanie zderzyła się z czymś twardym. Odskoczyła wystraszona i podnosząc wzrok zamarła. Tuż przed nią, z założonymi rękoma nieruchomo stał nie kto inny jak Kakashi Hatake w przebraniu Kakuro. Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy spojrzała w jego oczy. Był wściekły. Patrzył na nią surowym, oceniającym wzrokiem jakiego bardzo nie lubiła. Już chciała się odezwać, gdy przyłożył palec do ust na znak żeby była cicho i kiwnął głową by za nim ruszyła. Czuła, że czeka ich bardzo nieprzyjemna rozmowa. Lecz jakieś było jej zdziwienie, gdy zamiast skierować się do ich kwater, ruszyli całkiem inną drogą. Biegli w ciszy starając się skrywać w cieniu, aż dotarli do granic miasta. Jeśli sądziła że tu się zatrzymają to grubo się pomyliła. Jounin wskazał jej świeżo wykopany tunel prowadzący ewidentnie pod granicami miasta. Według rozkazu milczała, choć wewnątrz niej rodził się bunt. Szli tunelem niemal 15 minut a gdy już wyłonili się na świeżym powietrzu byli już dobry kilometr od granic miasta. Puścili się pędem przed siebie wciąż zachowując grobową ciszę.

Gdy już myślała, że nie zatrzymają się do rana, Hatake przystanął na skraju niewielkiej polany i przeobraził się z powrotem w swoją normalną postać. Sięgnął do plecaka i wyciągnął papierosy. Dziewczyna stała nieruchomo z założonymi rękoma obserwując nerwowo przechadzającego się towarzysza, który w końcu stanął tyłem do niej i oparł się o drzewo gwałtownie wypuszczając stróżkę dymu. Stali tak w kompletnej ciszy a atmosfera gęstniała z chwili na chwilę stając się powoli nie do wytrzymania. W końcu głuchą ciszę przerwała Haruno.
-To że nie obchodzi Cię los tych dzieci nie oznacza, że masz prawo mieć pretensję do mnie. Tym dzieciom należy się pomoc w każdej postaci. I jak widać nic złego się z tego tytułu nie stało.

Odwrócił się gwałtownie w jej stronę a furia w jego oczach przeraziła ją. Pokonał odległość dzielącą ich trzema dużymi krokami i zawisł nad nią drżąc z wściekłości.
-Nic.złego.się.nie.stało... - wydukał przez zaciśnięte zęby. -Uważasz że nic się nie stało? Że postąpiłaś słusznie narażając życie swoje, moje, życie tych dzieci oraz tysięcy innych ludzi? CZY TY DO CHOLERY ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ JAKIE TO MOŻE MIEĆ KONSEKWENCJE?!
Niespodziewany krzyk mężczyzny sprawił, że autentycznie zadrżała z przerażenia. Takiego Kakashiego Hatakie nie widziała chyba nigdy.
- Owszem nie było to do końca bezpieczne ale nic się nie stało.
Wściekłe warknięcie wydobyło się z zamaskowanych ust jounina gdy z całej siły uderzył pień drzewa stojącego tuż za Haruno.
- Kurwa mać dziewczyno... - spojrzał srogim spojrzeniem w brązowe lekko wystraszone oczy.
- Ty kompletnie nie nadajesz się na ninja.
To zabolało. Dotknęło ją do żywego. Bardziej niż zabolałby policzek. Może gdyby wypowiedział to ktoś inny, ale z ust jej byłego sensei i autorytetu miało porażającą siłę. Nim się zastanowiła wymierzyła cios prosto w twarz jounina, który mimo iż zablokował jej uderzenie nie utrzymał bloku. Odbiło go na dobre kilka metrów gdzie ukucnął i nastawił sobie nos. Zmierzył ją lodowatym spojrzeniem i wstał zakasując rękawy
- Świetnie. Myślę że obojgu nam się to przyda.
Dziewczyna zdjęła plecak i strzeliła złowieszczo na pięściach. Czuła budzącą się w trzewiach złość. Miała ochotę uderzyć go jeszcze raz. Aż korciło ją, żeby udowodnić mu jak bardzo się myli i jak dobrym shinobi jest. Niestety w praktyce nie było to takie proste.

Stanęli naprzeciw siebie na środku polany i mierzyli się wzrokiem w milczeniu. Oboje byli nabuzowani i oboje gdzieś tam w głębi zdawali sobie sprawę, że to nie jest dobry pomysł. Lecz emocje dawno już wzięły nad nimi górę.
Mgła zasnuła polanę trzymając się przezornie gruntu i nie śmiąc przeszkodzić dwojgu shinobi szykujących się do pojedynku. Pozostawała niewzruszona, przelewając się niczym mleko pomiędzy źdźbłami wysokich traw do momentu aż kobieta i mężczyzna ruszyli na siebie niemal bezszelestnie macąc biały obłok. Ciszę nocy przerwało głuche zderzenie dwóch przedramion a ich wściekłe spojrzenia skrzyżowały się znad drżących rąk. Odskoczyli od siebie i ponownie zderzyli rozpoczynając szalony taniec. Kolejne ciosy wymierzone w ciszy zakłócały spokój polany podczas gdy dwójka walczących wymieniała się uderzeniami nie śmiąc wymówić ani słowa. Starcie stawało się coraz bardziej zażarte i w niczym nie przypominało tego wesołego sparingu sprzed kilku dni. Po tamtych ninja nie było śladu. Walczyli zaciekle, coraz mniej się powstrzymując. Siła ciosów stawała się coraz większa a zagrania coraz bardziej nieczyste. Jednak przez pierwsze minuty starcia nie było widać by ktokolwiek miał zyskać przewagę.

Kopała, uderzała, wyprowadzała ciosy w najmniej spodziewany sposób, on jednak na każdy jej ruch miał odpowiedź. Przez czerwoną mgiełkę złości przebijała się myśl, że oto walczy z potomkiem Białego Kła Konohy, byłym członkiem ANBU, Kopiującym Ninja Kakashim Hatake. I nie wiedzieć czemu ta myśl złościła ją jeszcze bardziej. Bo to co powiedział bolało. Zaprzeczało wszystkiemu co do tej pory zrobiła, kim była i w co wierzyła. Sądziła, że Czwarta Wielka Wojna nauczy ludzi co tak na prawdę jest ważne. Naruto wpajał wszystkim, że miłość do drugiego człowieka powinna stać na pierwszym miejscu. Natomiast mężczyzna z którym walczyła najwyraźniej nie podzielał tych poglądów. Sądziła, że on również jest wrażliwy na ludzkie cierpienie, podczas gdy przeszedł obok niego całkowicie obojętnie.
Ze złości przyspieszyła swoje ciosy stając się mniej uważną. Hatake wykorzystał to niemal od razu uderzając w prawe nadbrzusze. Strategiczny cios. Wątroba odzywa się z opóźnieniem. Odskoczyła od jounina i zgięła się wpół łapiąc dech. W głowie planowała już kolejne posunięcia gdy nagle poczuła ukłucie w kark. Coś było nie tak. Zaskoczona spojrzała na jounina a potem zobaczyła już tylko ciemność.

Walczył zaciekle, próbując choć trochę rozładować złość, która się w nim kotłowała. Nie rozumiał dlaczego reagował tak.. emocjonalnie. Odezwały się w nim dawne przekonania, które jasno mówiły: "Przestrzegasz zasad albo giniesz". A różowowłosa kunoichi z którą właśnie walczył ewidentnie pogwałciła wszelkie zasady tajności misji. Olewanie zadania do tego stopnia a co za tym idzie narażanie wielu ludzkich żyć na zagrożenie było dla niego niedopuszczalne. Próbował się uspokoić lecz wyskoczyła z tekstem, który tylko na nowo rozniecił wzburzenie jakie go ogarniało. Powiedział zatem pierwsze co mu przyszło w związku z tym na myśl i widział, że przesadził. Szok wypisany na jej drobnej twarzy i błysk bólu w oku sprawiły, że poczuł nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca. Nim jednak zdołał się nad tym zastanowić, ona wymierzyła mu cios, który na powrót rozniecił wściekłość tlącą się w zakamarkach umysłu. Uznał zatem, że potrzebna im jest walka. Miał nadzieję, ze pomoże mu to wyładować frustracje jednak z każdym ciosem zapędzali się coraz bardziej. Jego rozum świecił wręcz na czerwono ale ignorował ostrzeżenia. Instynkt wziął górę. Dopiero gdy jego uderzenie dosięgło jej tułowia wszystko na chwilę zastygło. To był nieczysty cios. Zobaczył jak dziewczyna odskakuje i zgina się wpół. W momencie otrzeźwiał. Cholera za bardzo go poniosło. Kunoichi zbladła ale wyraz zaskoczenia na jej twarzy nie odpowiadał temu co się stało. Spodziewał się raczej grymasu bólu. I jak na zwolnionym filmie zobaczył, że świadomość opuszcza jej oczy a ciało wiotczeje. Dopadł do niej na sekundę przed upadkiem. Cała złość opuściła go w jednej chwili zastąpiona przerażeniem. Do cholery nie chciał zrobić jej krzywdy! Leżała bezwładnie w jego ramionach i już chciał  ją położyć gdy zobaczył coś czerwonego wystającego z szyi dziewczyny. Odgarnął różowe włosy i poczuł, że robi mu się zimno. Z karku Haruno wystawała lotka. Zanim zdążył cokolwiek zrobić czy choćby się rozejrzeć poczuł ukłucie w kark i wiedział, że jest za późno. Nim pochłonęła go ciemność w głowie mignęło mu książkowe określenie ich sytuacji. Popełnili błąd krytyczny.


Łapcie tym razem wkurzonego Kakashiego ;> mrrr ^^ Dajcie znać, który najlepszy ;>





Podejrzewam, że to właśnie zobaczyła Sakura jak wpadła na "coś twardego" ;>

Ohhh a ten tutaj podoba mi się najbardziej! <3


Groźnie! ;>

wtorek, 7 sierpnia 2018

One shot - Powrót

W oczekiwaniu na kolejny rozdział "Podwójnego", wrzucam wam ten oto one shot, popełniony pod wpływem weny angstowej ;] napiszcie co o nim sądzicie, jestem ciekawa jakie odczucia budzi.

P.s. nie mam obecnie internetu dlatego taki przestój.. dodane z telefonu

Ciężkie metalowe drzwi uchyliły się powoli wpuszczając do pogrążonego w ciemności pomieszczenia smugę światła. Biała linia poszerzała się coraz bardziej tworząc prostokąt oświetlający białą podłogę i zielone ściany pokoju. Nagle, idealne linie jasności odkształciły się ustępując zarysowi osoby zaglądającej do środka. Jasny prostokąt powolutku coraz bardziej zwężał się by w końcu zniknąć gdy postać zamknęła drzwi. Cichutkie kliknięcie zaświecanego światła zaburzyło spokój pomieszczenia podobnie jak ostre jasne światło jarzeniówki wiszącej pod sufitem ukazując młodą kobietę ubraną w kitel lekarski, stojącą przy drzwiach. Ręce schowane głęboko w kieszenie białego szpitalnego odzienia miała wyraźnie zaciśnięte w pięści lecz na jej twarzy nie malowało się żadne konkretne uczucie. Zapuchnięte, zielone oczy wpatrywały się uparcie w postać leżącą przed nią. Zagryzła wargę i ostrożnie nie chcąc zaburzać ciszy jaka panowała w pomieszczeniu postąpiła krok naprzód. Echo jej obcasa odbiło się od sterylnych ścian. Skrzywiła się mimowolnie i zerknęła przelotnie na drzwi tuż za sobą. Z westchnieniem odwróciła się ponownie do celu swojej wizyty i tym razem delikatnie kładąc stopy wykonała kolejne dwa kroki. Każde postawienie stopy o krok dalej przybliżało ją do osoby, którą tak bardzo kochała i nienawidziła zarazem. Długo zbierała się w sobie by tu przyjść jednak wciąż brakowało jej odwagi. Teraz gdy tu już była, znów zaczynało rodzić się w niej uczucie paniki i strachu, z którym walczyła. Wzięła głęboki oddech i jej jasne wypełniające się bólem oczy chłonęły widok mężczyzny leżącego przed nią. Leżał tak spokojnie jak podczas ich ostatniej wspólnej nocy. Wciąż nie mogła pozbyć się uczucia dotyku jego gorącej, nagiej skóry, ciepła bijącego od rozgrzanego ciała i delikatnego chłodu krążącego wokół jej szyi gdy chuchał na nią drażniąc jej wrażliwe punkty.
Wyciągnęła dłonie z kieszeni i już chciała objąć twarz szarowłosego mężczyzny jednak jej ręce zatrzymały się w połowie. Jego przystojna twarz, którą przeważnie ukrywał pod maską była teraz całkowicie odkryta. Blada. Nienaturalna. Blizna na jego lewym oku odcinała się drastycznie od reszty. Blizna, którą tyle razy obdarzała pocałunkami. Którą badała palcami podczas gdy on spał spokojnie u jej boku. Znała ją na pamięć. Znała jego.
Czemu wszystko było za mgłą? Obraz zamazał się nagle nie wiedzieć czemu. Gdy pierwsza samotna łza skapnęła na białe prześcieradło, mgła ustąpiła na moment ponownie wyostrzając rysy spokojnego mężczyzny. Nie poruszył się ani o milimetr choć różowowłosa kobieta nie śmiała nawet mrugnąć nie chcąc przegapić momentu kiedy choćby jeden mięsień na jego twarzy się zepnie. Czekała zastygła w karykaturalnej pozie z podniesionymi rękami, będącymi w połowie drogi do jego twarzy. Coraz więcej łez płynęło z jej pięknych oczu a z jej ust uciekło ciche łkanie.  Niech się poruszy. Niech da jej znak. Już nie będzie się na niego denerwować za ciągłe spóźnianie. Nie będzie mu wypominać ilości misji jakie brał na siebie. Byle tylko otworzył swoje czarne jak noc oczy i spojrzał na nią z tą samą czułością co zawsze gdy się na niego złościła. Niech pogłaszcze ją po głowie a potem ucałuje w czoło i przytuli jak zwykle gdy wychodził z ich mieszkania i niech pocałuje tak namiętnie jak zawsze gdy wracał. Nie lubiła jak wychodził na misje. W całym tym niepewnym oczekiwaniu lubiła tylko jeden moment. Powrót. Moment gdy przekraczał próg ich mieszkania, odwieszał kamizelkę na wieszaku z radosnym napisem "Welcome Home" i brał ją w ramiona. Cuchnął, był poraniony i zmęczony jednak ten moment był dla niej najważniejszy. Tulił ją długo, w milczeniu, aż jego ciało nie zaczynało się rozluźniać a jego odsłonięte nie wiedzieć kiedy usta odnajdywały drogę do jej ust. Jego powrót oznaczał pocałunki pełne ciepła, namiętności a także desperacji i szczęścia. Łaknęli siebie i chłonęli jeszcze długo po jego powrotach.
I znów wrócił. Jednak nie tak jak zawsze. Nie tak jak pragnęła. Nie było przekraczania progu. Nie było tulenia. Nie było pocałunków pełnych miłości. Leżał teraz przed nią i nie reagował nijak na jej szloch. Na drżące ręce, które centymetr po centymetrze zbliżały się do jego zastygłej twarzy. Bała się tego momentu lecz czuła, że musi się przekonać. Musi dotknąć. Może to go przebudzi. Jednak gdy w końcu jej dłonie spoczęły na policzkach, wybuchnęła płaczem i wtuliła się gwałtownie w nagie pokiereszowane ciało. Zimny. Zastygły. Martwy.
Szlochała nad jego ciałem, opłakując ich miłość, która skończyła się stanowczo za szybko. To miała być jedna z ostatnich misji na które poszedł. Miał zostać w wiosce i uczyć. Miał dzielić się wiedzą z młodymi i być bezpieczny. Nie zdążył. Poświęcił się za innych - tylko tyle wiedziała. Kochała go tak bardzo za to jaki był lecz za tą decyzję nienawidziła go równie mocno.
Opadła bez sił na posadzkę, trzymając się stołu na którym leżał. Jej świat w jednej chwili runął w gruzach a ona nie mogła odnaleźć się w tej sytuacji. Oddychała głęboko pozwalając strumieniom łez spływać po swoich bladych policzkach. Nie wiedziała ile czasu upłynęło nim łzy zaczęły płynąć coraz wolniej a drżenie powoli mijało. Wiedziała jedynie ze ich czas się skończył. Przetarła twarz i powoli wstała. Spojrzała na swojego mężczyznę po raz ostatni i przymknęła powieki dotykając jego spokojnej twarzy. Pogładziła szare zabarwione krwią włosy i pochyliła się by złożyć ostatni pocałunek na ukochanych ustach. Obdarzyła go ostatnim spojrzeniem i wyszła z prosektorium najciszej jak mogła. Powrócił lecz nie tak jak powinien.

Kartoteka AsiorekKP

Moje zdjęcie
Jestem autorką opowiadań, która uwielbia zagłębiać się w niuanse uczuć i skomplikowane emocje, które pisze życie. I porwałam się z motyką na księżyc próbując opisać zawiłe relacje, mogące powstać pomiędzy tą dwójką bohaterów.